Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Nie ma rzeczy niepotrzebnych Powrót do listy

Żywe obcowanie ze starym sprzętem, poznanie pracy przy jego użyciu daje okazję do poznania prawdziwego dawnego życia na Kurpiach – przekonuje Laura Bziukiewicz, współwłaścicielka Muzeum Kurpiowskiego w Wachu, laureatka wyróżnienia w plebiscycie „Wieś jest kobietą”. Jury zwróciło uwagę na unikatowość jej działań i ich znaczenie dla tradycji.
 
Od dziecka wychowana w jednym z bloków w Siedlcach Laura marzyła, by zamieszkać w małym domku na wsi. W tych marzeniach przez lata była odosobniona. Żadna z koleżanek nie podzielała jej zamiłowania do natury i ręcznych robótek. Druty, szydełko i włóczki przekształciły się w pasję. Swoje koronkowe serwety, pisanki, kolczyki, bieliznę sprzedawała na festynach  i jarmarkach. Z czasem zyskała coraz szersze grono odbiorców. Na jednym z takich wyjazdów spotkała nie tylko osobę zainteresowaną jej twórczością, ale i pokrewną duszę.

Szanując przedmioty

– Zdzisław od pierwszej rozmowy wydał mi się taki jak ja, trochę odmienny od wszystkich. Z zawodu był bursztyniarzem. Z błyskiem w oczach opowiadał o zamiłowaniu do natury, tradycji, poszukiwaniu korzeni i traktowania każdego przedmiotu, który był dziełem ludzkich rąk, z szacunkiem – wspomina pani Laura. Wystarczyło kilka spotkań, by poczuła, że sporo od niej starszy Zdzisław to „ten jedyny”. Po trzech miesiącach znajomości wzięli ślub. Miała zaledwie 24 lata. Uciekła z miasta. Ich domem stała się stara, pozbawiona wygód chałupa – rodzinny dom męża. Wtedy jak nigdy przedtem poczuła, że to jest jej dom, jej prawdziwe miejsce na ziemi. Od czasu, kiedy pani Laura wybrała do życia Wach na Zielonych Kurpiach, minęło 16 lat. Oboje z mężem bardzo cenią sobie niezależność, dlatego przez lata żyli z tego, co sami zrobili własnymi rękoma. – Zanim coś powstanie, muszę to zaprojektować. Zdecydować, czy będzie z tego biżuteria, obrus czy bielizna. Potem dopiero dziergam i dbam o to, by się sprzedało. Wyspecjalizowałam się we frywolitkach. To rodzaj koronki czółenkowej. Tą techniką robiono ozdoby na strojach ludowych, serwety i obrusy. Szczególnie lubię frywolitkowe pisanki – wyjaśnia pani Laura. Taka artystyczna twórczość to ogrom pracy, który nie zawsze niesie ze sobą duże profity finansowe. Dlatego czworo swoich dzieci od najmłodszych lat uczyli, że nie sztuką jest mieć, lecz umieć sobie odmówić. – By wykorzystać potencjał, jaki drzemie w naszym gospodarstwie, kilka lat temu zarejestrowaliśmy się jako gospodarstwo agroturystyczne. Poczuliśmy, że naszym przyszłym gościom mamy sporo do zaoferowania, jeśli chodzi o tradycję i kulturę kurpiowską. W 2003 roku prowadzone dotychczas w szkołach i domach kultury warsztaty z bursztyniarstwa mąż przeniósł do naszego domu – mówi pani Laura. Niezależnie od zajęć zarobkowych w gospodarstwie pojawiało się coraz więcej przedmiotów codziennego użytku związanych z życiem na Kurpiach. Gromadzone do tej pory w stodole strzeliste wielkanocne palmy, ręcznie robione wycinanki, papierowe kwiaty, pasiaki, domowe sprzęty, maszyny rolnicze, narzędzia, plecionki czy ule zaczęły o sobie jakby bardziej przypominać. – Odwiedzający pytali nas o nie, my chcieliśmy o każdym coś opowiedzieć, ale trzeba było miejsca, by je wyeksponować – tłumaczy pani Laura. 

  

Droga do muzeum

Posiadając jeden z największych prywatnych zbiorów kurpiowskiego rękodzieła, Bziukiewiczowie w 2009 roku założyli Muzeum Kurpiowskie. Dziś zbiór liczy już ponad 5 tys. eksponatów i stale się powiększa. Trudno wymienić, co znajduje się w tych pokaźnych zbiorach, bo jest tu niemal wszystko, co było wykorzystywane w codziennym życiu i pracy oraz to, co dawni mieszkańcy Kurpi wytwarzali – zarówno sprzęty domowe oraz rolnicze, jak i dekoracje. Samo zwiedzanie muzeum jest bezpłatne. Dodatkowa oferta muzeum przygotowana jest dla różnych grup wiekowych. Są więc zajęcia dla przedszkolaków, uczniów i osób dorosłych. Wszystkie warsztaty prowadzą państwo Bziukiewiczowie. W ten sposób dzielą się wiedzą i tradycyjnymi umiejętnościami typowymi dla Kurpiów. Odwiedzający muzeum mogą spróbować swoich sił w poszukiwaniu, wykopywaniu i obrabianiu bursztynu. Przygotowano również plan praktycznych lekcji, m.in. z szydełkowania, wycinania, wytwarzania papierowych ozdób, np. tradycyjnych wielkanocnych palm czy okolicznościowych kart. Chętni mogą zmierzyć się z pracami rolniczymi, np. tradycyjnym koszeniemczy młóceniem zbóż. Zainteresowanym gastronomią proponowane są zajęcia kulinarne z regionalnej kuchni.

Na ratunek przedmiotom

Droga do drewnianej chaty z maszynami rolniczymi wije się wzdłuż rzędu żelaznych krzyży. – Znaleźliśmy je na złomowisku. Wzięliśmy do siebie. Niektóre pochodzą z XIX wieku. To przecież dzieła sztuki kowalskiej, zabytki. Musieliśmy je ocalić – wyjaśnia pani Laura. Mnóstwo przedmiotów dostają od znajomych. Tak było na przykład z tradycyjnym kurpiowskim strojem. Dostali go od koleżanki po jej zmarłej teściowej. Zależało jej na tym, by nie tylko nie popadł w zapomnienie, ale i trafił w dobre ręce. Podobnie w przypadku pamiątek rodzinnych – ludzie doceniają to miejsce, przynosząc je i w ten sposób pamięć o ich przodkach pozostaje żywa. Bziukiewiczowie sami też sporo szukają, a zbieracza pasja pana Zdzisława zdecydowanie w tym pomaga. Podzielili swoje obowiązki właśnie tak, że on poszukuje i renowuje, ona oprowadza po muzeum. Choć nie urodziła się na Kurpiach, wie o tym regionie i jego tradycji więcej niż niejeden rodowity Kurp. Lubi dzielić się tą wiedzą ze zwiedzającymi muzeum, dlatego wiele eksponatów używa, organizując na przykład warsztaty z ginących zawodów. – Samo oglądanie przedmiotów niewiele mówi współczesnemu człowiekowi, zwłaszcza młodemu, który o pracy na roli i w dawnym gospodarstwie wiejskim ma nikłe pojęcie. Dopiero żywe obcowanie ze starym sprzętem, poznanie pracy przy jego użyciu daje okazję do poznania prawdziwego dawnego życia na Kurpiach – podsumowuje pani Laura.

 

Artykuł pochodzi z "Gospodyni" 6/2017
tekst: Ewelina Cisłak, zdjęcia: Piotr Bedliński