Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Lekarstwo na raka – rodzina Powrót do listy

Szczera, otwarta rozmowa o chorobie nie jest rzeczą łatwą, ale warto ją podjąć.  Chory na raka bardzo potrzebuje wsparcia i zrozumienia  ze strony rodziny, przyjaciół i bliskich.

 

Pierwsze miesiące po usłyszeniu diagnozy to dla chorego  i jego rodziny czas, który porównać można do wykolejenia  pociągu. Świat wokół pozostał ten sam, chociaż wszystko  się zmieniło. To trudny okres uświadamiania sobie, że  już nic nie będzie takie jak dawniej, oraz próba odnalezienia  się w nowej rzeczywistości. W tym czasie pojawiają się  u chorego mechanizmy obronne, m.in. zaprzeczenie i wypieranie  choroby. Służą uzyskaniu pewnego  dystansu, dzięki któremu pacjent  będzie mógł przyjrzeć się swojej sytuacji.  Spełniają bardzo ważną funkcję. Pozwalają  choremu i rodzinie zdobyć czas, który  jest niezbędny, aby do ich świadomości  dotarły trudne fakty. Nie należy reagować  krytycznie, kiedy się pojawią, choć  trzeba zaznaczyć, że długo utrzymujące  się mechanizmy obronne są sygnałem,  iż rodzina lub jej członkowie  nie potrafią prawidłowo funkcjonować  w zmienionej sytuacji i potrzeba  im dodatkowego wsparcia. 

Zamiana ról 

W czasie choroby zmienia się  funkcjonowanie rodziny jako  systemu. Może prowadzić do jej  zjednoczenia w walce z chorobą,  ale i czasem do negatywnych  skutków. Choroba przewlekła  skutkuje dla pacjenta, jak i całej  jego rodziny ograniczeniem wolnego  czasu, wydatków, zakupów  czy kontaktów towarzyskich. Jednakże  negatywnym zmianom towarzyszą  najczęściej również pozytywne  strony wspólnego zmagania  się z chorobą nowotworową.  Zaliczyć można do nich większą  bliskość, wzmocnienie więzi uczuciowych,  podejmowanie szczerych rozmów i wzajemne  wspieranie się. 

Najtrudniejszy pierwszy krok 

Po chwili uświadomienia sobie własnej sytuacji chory  zazwyczaj musi skonfrontować się z koniecznością zakomunikowania  diagnozy swoim bliskim i z lękiem przed ich  reakcją. Jest to często uczucie przewyższające  nawet lęk o własne zdrowie. Tak  wynika z opublikowanego w ubiegłym  roku raportu „Choroby nowotworowe –  doświadczenia pacjentów” przeprowadzonego,  na zlecenie Fundacji „Ludzie  dla ludzi”, która od ponad 20 lat wspiera  osoby chorujące na raka. Przeczytać  można w nim wypowiedzi pacjentów  cierpiących na choroby nowotworowe,  którzy lepiej lub gorzej poradzili sobie  z przekazaniem informacji o tej bądź  co bądź trudnej chorobie: „Ja to synowi  przez trzy miesiące nic nie mówiłam.  Aż w końcu moja siostrzenica  mówi: »Ciociu, powiedz, bo w razie  czego to będzie miał żal, że nie powiedziałaś  «. Ale jaka to trudna była rozmowa.  Powiedziałam mu: »Rak – i to  złośliwy«. Wiadomo, że to był szok.  Nie tylko dla niego, ale i dla reszty rodziny”. 

Zazwyczaj w pierwszej kolejności  informacja o chorobie przekazywana  jest współmałżonkom lub partnerom,  którzy najczęściej są najmocniejszym  wsparciem w walce z rakiem. Najdłużej  chorzy starają się oszczędzić dzieci, które  dowiadują się, że mama lub tata zachorowali,  przeważnie w drugiej kolejności.  Chorzy starają się również przekazywać  te informacje w ograniczonej, złagodzonej wersji. Niekiedy dzieci wiedziały tylko, że rodzica czeka  poważna operacja. Chorzy przyznają, że ukrywanie przed  dziećmi prawdy wprowadza napiętą sytuację, która powoduje  u dzieci poczucie zagrożenia i potęguje ich lęki.

„Jechałam samochodem i zanosiłam się płaczem, ale  myślałam o mojej młodszej córce, z którą mieszkałam, ponieważ  starsza wyjechała. Nie miałam pomysłu, jak jej to  powiedzieć. Siedziałam w pracy, głowę schowałam w dłoniach  i łzy mi skapywały wolno. Wróciłam do domu i grałam  jakąś rolę, zupełnie nie byłam sobą. Nie umiałam powiedzieć  córce o chorobie...”.  Inna z cierpiących na nowotwór kobiet stanęła przed podobną  trudnością: „Dzieci zadawały mi pytania: »Mamusia,  ale ty nie umrzesz?« Ja mówię: »Nie, ja was nie opuszczę nigdy  «. Staram się tego strachu im nie wkładać w serduszko,  żeby miały nadzieję”. 

Walka dla dzieci

Najbliżsi, a zwłaszcza dzieci potrzebujące rodziców, stanowią  dla pacjentów z nowotworem ogromną motywację  do walki z chorobą. „Jeśli dzieci to tak bardzo przeżywają,  to jak można się poddać?!  Jak można powiedzieć, że już  nie przeżyję następnej chemii?!  Było tak. Jadąc do szpitala na  następną chemię dosłownie wyłam.  Byłam taka uryczana, że to  się w głowie nie mieści. Ale wiedziałam,  że po prostu muszę”. 

W walce z nowotworem  bezpośrednią pomoc stanowić  mogą długo oczekiwane wydarzenia  w rodzinie: narodziny  wnuka, ślub dziecka czy ukończenie jakiegoś etapu kształcenia.  Stanowią zazwyczaj niezwykle silny bodziec i mobilizują  chorego do podjęcia walki z chorobą. „W marcu miałam  drugą operację, a w kwietniu córka wychodziła za mąż.  Wszystko więc było ustawione. Lekarze powiedzieli mi, że  jeśli w ciągu 3 tygodni się nie zgłoszę na leczenie, to odmówią  mi chemioterapii. A ja chciałam się zgłosić za 4 tygodnie.  Zależało mi bowiem, żeby to było już po ślubie. Obiecałam  lekarzowi, że po weselu oddam się w jego ręce. I tak  było. Córkę wydałam za mąż. Bawiłam się na weselu. A potem  chemia”. 

W czasie choroby nowotworowej pojawiają się uporczywe  pytania, na które zazwyczaj brak jest odpowiedzi: „Dlaczego  ja?”, „Za co to wszystko?”, „Gdzie jest Bóg?”. Chorzy  zazwyczaj doskonale rozumieją zagrożenie śmiercią wiążące  się z chorobą nowotworową, jednak nie zawsze przyznają,  iż ich bliscy dopuszczają taką ewentualność do swojej  świadomości. Często chorzy zmuszeni do konfrontowania  się z możliwością śmierci w samotności zwracają się ze swoimi  problemami do duchownych, którzy są otwarci na takie  rozmowy. „Trafiłam na kompletny mur, u mnie w ogóle nie  było takiego tematu. Jeśli już, to tylko z terapeutą”. Dla kolejnej  z pacjentek najtrudniejsza okazała się rozmowa z ojcem.  Nie mógł się pogodzić z tym, że córka może umrzeć  przed nim

Pomocna wiara 

Z raportu wynika, że w czasie leczenia onkologicznego  wielu pacjentów zwraca się w kierunku Kościoła i Boga.  Wiara pomaga im oswoić raka, a modlitwa i zawierzenie  uspokaja chorych. „Kapłan zapytał mnie, czy myślę o śmierci.  Czy boję się śmierci. Tak mnie zaskoczył tym pytaniem,  że nie bardzo umiałam odpowiedzieć. Bo myśleć, no to jasne,  że się myśli. Prawie non stop. Potrzebowałam rozmowy.  Ale to nie mogły być frazesy  w stylu »Będzie dobrze!«, tylko  szczera rozmowa”.

Podczas badań potwierdziła  się teza, że na raka choruje  cała rodzina. Nowotwór jest  traumą dla wszystkich bliskich.  Wywraca życie rodziny do góry  nogami. Chory wymusza zmianę  ról w rodzinie i zmienia model  jej funkcjonowania. Uwaga  wszystkich koncentruje się bowiem  na chorym. Przez co nierzadko zaniedbywane są  potrzeby innych członków rodziny. By rodzina przetrwała,  trzeba rozmawiać i nauczyć się żyć z tą chorobą, bo dziś  rak to nie wyrok. Ponieważ nowotwory złośliwe z choroby  śmiertelnej stały się chorobą przewlekłą. Statystyki jasno  pokazują, iż osoby z rozpoznanym nowotworem żyją coraz  dłużej – kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Co najmniej  5 lat od rozpoznania choroby żyje około 70% osób.  Jednak czas przeżycia po rozpoznaniu choroby nowotworowej  w bardzo dużym stopniu zależy nie tylko od typu nowotworu,  ale również chęci do życia. 

 Dorota Słomczyńska