Pochodzi z miasta. Postanowiła przenieść się na wieś. Tam poznała niezwykłe kobiety. Chciała, by usłyszała o nich cała Polska. I tak też się stało. Utworzona przez nią strona internetowa stała się miejscem wymiany poglądów, osiągnieć i działania.
Dzwoni twoja kuma. Pyta, czy znalazłaś już przepis – przerywa rozmowę mąż Małgorzaty Kowalskiej, z którą siedzę przy stole w poniemieckim domu. Wieś, w której mieszka, leży na ziemiach odzyskanych. Choć z zewnątrz dom z czerwonej cegły wyglądał na solidny, miał jednak dach i komin do kapitalnego remontu. Jego nowi właściciele przerobili też jego wnętrze. Chcieli dostosować je do własnych potrzeb. Jest więc w nim stara opalana węglem kuchnia, ale i kuchenka gazowa, bo praktyczniejsza. Jest obszerna łazienka w rustykalnym stylu i jadalnia połączona z przestronnym pokojem dziennym. Jej centralnym punktem jest kominek. Dzieło pana domu. – Na co ma być ten przepis? – pyta zaskoczona pani Małgorzata. Nie może sobie przypomnieć, by obiecała swojej kumie, jak nazywa sąsiadkę, przepis na ciasto lub mięso. – Jakiś paragraf jest potrzebny, bo we wsi chcą wyciąć zabytkową aleję drzew – wyjaśnia mąż.
Miejsce na ziemi
Mija właśnie ósmy rok, odkąd Małgorzata Kowalska razem z mężem zamieszkała w Grabowie. Przyjechali do tej wsi leżącej w gminie Biały Bór (woj. zachodniopomorskie). I zakochali się od pierwszego wejrzenia. Żyli wtedy w Toruniu, a mieszkanie w blokowisku im nie służyło. Myśl o wyprowadzce na wieś w głowie pani Małgorzaty pojawiła się jeszcze w dzieciństwie, gdy wraz z rodzicami spędzała mnóstwo czasu na działce, gdzie uprawiali warzywa, drzewka owocowe, a nawet hodowali króliki. W tym czasie prowadziła boje z rodzicami, bo mama pozwalała jej tylko plewić chwasty. Dzięki rodzicom zakochała się w przyrodzie. Od tego czasu myśl, by mieć własny dom i kawałek ziemi, która będzie rodzić to, co później pojawi się na stole, powracała jak bumerang. Zaczęła się interesować kulturą wsi. – W czasie studiów byłam wolontariuszką w kilku gospodarstwach ekologicznych – robiłam sery, piekłam żytni chleb, sama meliłam ziarno – opowiada pani Małgorzata. Kiedy ona i jej mąż skończyli studia zdali sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach pracę można wykonywać zdalnie, zaczęli szukać swojego miejsca na ziemi. – Nieważne było, czy będzie to blisko, czy daleko od Torunia. Mieliśmy wielu przyjaciół, którzy zamieszkali na wsi. Nasza paczka rozjechała się po kraju. W 2006 r. znaleźliśmy ogłoszenie. Bez samochodu, najpierw pociągiem, a potem rowerami dotarliśmy do Grabowa. Poczuliśmy się tu u siebie – wspomina pani Małgorzata. Gdy zamieszkała w swoim wymarzonym domu, życie zweryfikowało jej wyobrażenie o wsi. – Mieszkamy około półtora kilometra od centrum wsi. Do domu prowadzi polna droga. Zdarzyło się, że drogę rozmyła woda. Przez kilka dni byliśmy odcięci od wsi – opowiada pani Małgorzata. Do najbliższego sklepu jest więc jak do sąsiada około półtora kilometra od ich domu, więc gdy podczas remontu zabrakło kleju do glazury czy farby, musieli wszystko przywozić do domu rowerem. Zdecydowali się na kupno auta. Najpierw musieli zrobić prawo jazdy.
Kobieta kobietom
Weryfikacji zostały poddane również poglądy pani Małgorzaty na temat ludzi, a zwłaszcza kobiet, które żyją na wsi. Ludzie z miasta, którzy niezbyt interesują się wsią, uważają, że kobiety mieszkające na wsi nie zajmują się niczym pożytecznym. Spotykają się w kołach gospodyń, które są reliktem PRL i plotkują w nich o życiu innych. – Pierwszą z kobiet, którą poznałam, była pani Anna. Zagadnęła mnie w sklepie. Spytała, skąd się tu wzięliśmy. Zaprosiła do domu. Tak zaczęła się nasza przyjaźń – wspomina pani Małgorzata. Później przyszedł czas na włączenie się w życie lokalnej społeczności. – W naszej wsi nie działało koło gospodyń. Napisałam więc zaproszenie na spotkanie w naszej świetlicy wiejskiej i każde zaadresowałam imiennie do wszystkich kobiet. Przyszło bardzo wiele pań. Rozmawiałyśmy o potrzebach i o możliwościach naszego wspólnego działania. Z czasem w Grabowie zawiązało się koło gospodyń. Robiłyśmy palmy wielkanocne, wieńce dożynkowe, malowałyśmy pisanki. Przy okazji poznałam wiele niezwykłych kobiet – stwierdza pani Małgorzata. To zderzenie z prawdziwym wiejskim życiem skłoniło ją do dalszych poszukiwań. Bo skoro dziś wieś tworzą kobiety, to pewnie w przeszłości było podobnie. A wiedza o działających na rzecz lokalnej społeczności kobietach stała się dla niej bardzo ważna. Chciała, by o tych niezwykłych kobietach dowiedziała się cała Polska. Nie tylko najbliższa okolica. – To trudne zadanie. W archiwach niewiele jest wspomnień na temat działaczek wiejskich. Choć polskie wiejskie organizacje kobiece należą do najstarszych na świecie. Pierwsze powstawały w połowie XIX wieku. I od tego czasu nieprzerwanie działają. Co ciekawe, to też jedne z nielicznych organizacji, które skupiają kobiety w bardzo różnym wieku. Do kół gospodyń należą zarówno bardzo młode dziewczyny, jak i nestorki rodów. Choć dzieli je różnica wieku, to łączy chęć społecznego działania. Cenię młode kobiety za ich ogromny szacunek do seniorek. Są one dla tych młodszych skarbnicą wiedzy, autorytetem i źródłem informacji. To zjawisko niespotykane w świecie, w którym króluje kult młodości – zauważa pani Małgorzata.
Kobiety na wsi
W poszukiwaniu śladów po wybitnych kobietach mieszkających na wsi ruszyła w Polskę. Do tej pory nawiązała kontakt z setką kół gospodyń w całej Polsce. Poznała drugie tyle niezwykłych kobiet, które haftują, gotują, śpiewają lub tworzą kabarety. Świetnie się przy tym czują we własnym towarzystwie. Czasem tylko zadają sobie pytanie, czy ta ich aktywność, to działanie jest komukolwiek, poza nimi samymi, do czegokolwiek potrzebne. Zauważyła, że kobiety potrzebują miejsca, w którym będą się mogły kontaktować. Dzielić swoim doświadczeniem, pomysłami, gdzie z jednej strony będzie można poznać kobiety, które robią podobne rzeczy. A z drugiej miało to być miejsce, w którym kobiety będą mogły szukać inspiracji i chwalić się swoimi projektami. Wraz z przyjaciółmi założyła Stowarzyszenie Wiejskie „Zielona Przestrzeń”. Napisali projekt. Dostali pieniądze. Tak powstała strona internetowa www.kobietynawsi. pl. – Chodziło nam o promowanie kół, ich działalności. Dzięki temu jedne mogą „podglądać”, co robią inne. W stronę zaangażowały się również pasjonatki historii z całej Polski. To one m.in. pomogły stworzyć biogramy nieżyjących już lokalnych działaczek. Ich sylwetki dostępne są w zakładce „Muzeum”. – Co ważne, na stronie koła mogą się tam same dopisywać w zakładce „Koła gospodyń”. Prowadzić wirtualną kronikę. W tej chwili mamy ponad sto zarejestrowanych kół, które dzielą się swoim doświadczeniem i inspirują się nawzajem. A najbardziej cieszy mnie, że zaglądają na nią również mieszkanki miast – mówi pani Małgorzata. Wraz ze stowarzyszeniem realizuje jeszcze jeden ważny dla niej projekt, który polega na ochronie i przywracaniu tradycyjnych wiejskich ogrodów kwiatowych. – Projekt „Kolorowe zagrody” wciągnął mnie bez reszty. Te ogrody to wiejskość w jednym ze swoich najcudowniejszych wcieleń – podsumowuje pani Małgorzata. Dobrze wie, że mieszkanie na wsi zobowiązuje do tego, by produkować żywność samemu. Dlatego jej ogród poza kwiatami pełen jest warzyw i ziół, a także starych odmian jabłoni, grusz i śliw. Na wiosnę kwitną więc kosztele, kronselki i graffsteiny. Jesienią zbiera owoce ze śliw opal i węgierek. Wkłada w weki gruszki odmiany Dobra Ludwika i faworytki. Kisi kapustę i ogórki. Piecze chleb żytni na zakwasie. Mąkę na niego bierze z pobliskiego gospodarstwa ekologicznego, które ma młyn. Przez 16 lat była wegetarianką. Teraz hoduje kury, gęsi, kaczki. Wiedząc, że zwierzę żyło w godnych warunkach, zdecydowała się zrezygnować z bezmięsnej diety. A jej mąż stał się ekspertem od nalewek.
Dorota Słomczyńska