Żyjemy w kulturze wiecznego odchudzania. Przekazujemy sobie pocztą pantoflową diety, które mają dawać natychmiastowe efekty. Najczęściej jednak nie zastanawiamy się nad ich trwałością ani nie zgłębiamy ich skutków dla całego organizmu. O to, jak się odchudzać i czy w ogóle, zapytaliśmy Beatę Pieczyńską, biologa i dietetyczkę.
Kobiety licytują się na dietetyczne odkrycia.
Najgorsze jest to, że wszyscy się odchudzają, zapominając, że nie każdy powinien. Wydaje się nam, że jesteśmy za grubi, otłuszczeni, wdrażamy diety, które zmniejszają drastycznie podaż tłuszczów, białek. Tymczasem często okazuje się, że nasze większe obwody wynikają z nadmiaru wody w organizmie.
Czy wody możemy mieć w ciele za dużo?
Tak! Obrzęki, które bierzemy za otłuszczenie, to zgromadzona woda. I jest to paradoksalnie reakcja na jej niedostatek. Dostarczamy za mało wody, mózg dostaje sygnał, że komórki są odwodnione. Zaczyna zbierać wodę w przestrzeniach międzytkankowych „na zapas”. Tak tworzą się obrzęki. Człowiek ogląda się rano w lustrze i, jeśli nie sięga po dietę, to po tabletkę odwadniającą. Co się wtedy dzieje? Woda jest oczywiście wyrzucana z komórek, tracimy więc nieco na obwodach, ale mózg znów otrzymuje informację o brakach, więc gromadzi jej jeszcze więcej. A my mamy wrażenie, że znów przytyliśmy. Ten efekt bardzo dobrze znają kobiety, które na kilka dni przed miesiączką „tyją”, a potem, po paru dniach mieszczą się znowu w spodnie. To efekt gromadzenia wody.
Czyli błędne koło, a tu w ogóle nie chodzi o tłuszcz...
Nie i na tzw. schudnięcie po prostu powinno się pić. Wydaje się nam, że spożywamy dużo płynów, ale wiele z nich nie jest traktowana przez organizm jako woda. Ewolucja przyzwyczaiła nasze komórki do czystej wody. Powinniśmy wypijać jej przynajmniej litr, poza kawami, herbatami, zupami. Rzadko mówię pacjentom, że będziemy się odchudzać. Tak naprawdę trzeba zająć się układem pokarmowym, jego funkcjonowaniem, a chudnięcie jest efektem ubocznym. Bo za duże rozmiary tak naprawdę świadczą nie o nadmiarze tłuszczu, ale o wadliwym funkcjonowaniu układu. Jeśli zaczynamy nagle zjadać dużo słodyczy, to problemem dla dietetyka jest nie to, że przybędzie kilka kilogramów, ale że świadczy to o niedoborach, np. o anemii. Jeśli się nią zajmiemy, zniknie potrzeba podjadania.
Na czym polega niebezpieczeństwo znanych, popularnych diet?
To często diety jednostronne – eliminują jeden składnik, np. węglowodany, a zostawiają białko, jak w diecie Kwaśniewskiego. Mają uzasadnienie, ale pamiętajmy, że są na chwilę, żeby stracić kilka kilogramów. Żeby być w ogóle szczupłym, trzeba zmienić nawyki żywieniowe na resztę życia. Dieta Kwaśniewskiego wykorzystuje fakt, że w ciągu dnia pobieramy energię z węglowodanów, a w nocy – z tłuszczów. Jeśli pozbawimy organizm tych pierwszych, będziemy spalać tylko tłuszcz. Żeby to przebiegało sprawnie, potrzebujemy białka. Ale na dłuższą metę nie możemy żyć bez „łatwego” paliwa, czyli węglowodanów – bez nich kiepsko radzi sobie mózg. A szybkie tracenie kilogramów nie jest ani trwałe, ani zdrowe.
Co z dietami owocowymi? One też są ostatnio w modzie, np. dieta South Beach.
– To dieta dla ludzi z „gorącą” konstytucją, czyli np. mężczyzn palących papierosy i pijących alkohol. Owoce, zwłaszcza te sprowadzane, mają wychładzać. Dieta dostarcza dużo wilgoci, jest wychładzająca i może powodować fermentację w jelitach. Nie polecałabym jej kobietom. Im, dla dobrej sylwetki – raczej gotowane warzywa. Ale trzeba pamiętać, że dieta i odchudzanie to bardzo indywidualna sprawa, dlatego nie powinno się bez konsultacji z dietetykiem stosować diety poleconej przez koleżankę czy kolorową gazetę.
Rozmawiała Karolina Kasperek