– Dzieci są już dorosłe i mają własne rodziny. Zasiadamy razem do wigilii. Ja, jak na głowę rodu przystało, siedzę na szczycie stołu wygodnie rozparta w fotelu. W tle ogień z kominka. Rozmawiamy, śpiewamy kolędy, czekając na gwiazdora... – zdradza swoje największe marzenie Alina Jeleń, Kociewianka, Kobieta Roku „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Ma nadzieję, że za kilka lat się spełni.
Co wspólnie robimy przed Bożym Narodzeniem? – pyta pani Alina swoje dzieci. Mają jeszcze czas na spełnienie marzenia mamy. Marcelina, choć najstarsza, uczy się dopiero w I klasie gimnazjum. Tymoteusz, jedyny syn, za rok będzie miał komunię. A pięciolatka Michalina, przylepa mamy, przedpołudnia spędza w przedszkolu. Głową rodziny Jeleniów jest tata, na co dzień pracujący w miejscowym magistracie. Rodzina mieszka w Koteżu w domu z ogrodem. – Wieś jest częścią Kociewia. To region geograficzno-etnograficzny leżący na Pojezierzu Wschodniopomorskim. Administracyjnie należy do województwa pomorskiego. Od wschodu graniczy z Wisłą. Północny zasięg regionu wyznacza m.in. wieś Pszczółki, a południową Wycin – wyjaśnia pani Alina. Woli sprecyzować, pokazać na mapie, bo często spotyka się z niewiedzą. – Ostatnio miał do nas, na Kociewie, przyjechać na warsztaty z carvingu mistrz Europy w tej dyscyplinie i mówi mi, że nie mógł znaleźć u nas noclegu. Nie mogłam uwierzyć, więc dopytuję, gdzie i jak szukał, a on na to: „No, w Kociewiu”. I nie znalazł takiej miejscowości. Bo niby jak miał znaleźć, skoro to nie miejscowość, lecz region? Piękny i wart poznania. Do Kociewia należą Bory Tucholskie, widać to po regionalnej kuchni. Obok ziemniaków i twarogu dominują w niej owoce runa leśnego: grzyby, borówki i żurawina – mówi pani Alina.
Kobiety kwiaty Kociewia
To zauroczenie miejscem, w którym żyje, przekuła w działanie. Zaczęła od sołtysowania wsi Koteż. Jednak tego było jej mało. Założyła stowarzyszenie na rzecz promocji i rozwoju nie tylko rodzinnej wioski, ale całego Kociewia. W tej chwili „Kobiety kwiaty Kociewia” zrzeszają głównie działaczki z okolicznych kół gospodyń wiejskich. To dzięki stowarzyszeniu mają niemałe pieniądze, m.in. z funduszy unijnych, na realizację swoich projektów. Tak powstał album „Z dziada pradziada – kultura ludowa Kociewia”. – Pomysł na album chodził mi po głowie od lat. Rozpoczęliśmy od warsztatów etnograficznych. Po teoretycznym zgłębianiu wiedzy przyszedł czas na zdjęcia w plenerze. W projekt zaangażowały się kobiety, którym bliskie jest Kociewie. Emocjonalnie związane z jego promocją, pasjonatki regionu, członkinie zespołów folklorystycznych i kół gospodyń. Dzięki temu najstarsza z modelek miała przeszło 70 lat, a najmłodsza zaledwie 3 miesiące. Liczyliśmy też na to, że zachęci młodych do regionalizmu – wyjaśnia pani Alina.
Miejsce dla ducha
Dzieci pani Aliny siedzą przy stole. Na granatowym obrusie w siwobrodych świętych mikołajów i złote gwiazdki leżą nożyczki oraz arkusze kolorowego papieru. Marcelina i Tymoteusz trochę się przy tym kłócąc, jak to w rodzeństwie bywa, tną barwne kartki na paski. Michalina zaś skleja z pełnym zaangażowaniem pomarańczowe, zielone i niebieskie kółka. Powstanie z nich choinkowy łańcuch. Zawiśnie razem z setką innych papierowych ręcznie robionych ozdób na sięgającej sufitu choince. Pachnący świerk na dzień przed Wigilią zastąpi w salonie gigantyczną jukę stojącą na co dzień obok kominka. Świąteczny klimat nada też wnętrzu girlanda owinięta wokół kominka, po zmroku rozświetlona drobnymi czerwonymi lampkami. Do wigilijnej wieczerzy zasiądą, jak każe lokalna tradycja, o 18.00. Będą babcie i dziadkowie, ciocie i wujkowie. W sumie 15 osób. Zostanie też wolne miejsce dla ducha. – Na Kociewiu wierzono, że w Wigilię na ziemię zstępują dusze zmarłych. Zostawiano dla nich wolne miejsce. Dlatego przed zasiadaniem do stołu trzeba było uważać, żeby ich nie zgnieść. Dmuchano więc na krzesła i ławy, co gwarantowało duchom bezpieczeństwo. Ze względu na dusze nie używano ostrych narzędzi ani kądzieli... – opowiada pani Alina. – ...A gwiazdor przyniesie nam prezenty – przerywa Tymoteusz, który liczy na to, że w tym roku pod choinką znajdzie klocki Lego. Michalina, fanka bajki „Kraina lodu” marzy o figurkach głównych bohaterek. A Marcelina? Na razie tylko się uśmiecha. Najpierw trzeba będzie napisać list do gwiazdora. – W naszym regionie nie święty mikołaj, lecz gwiazdor przynosi podarki – wyjaśnia na wszelki wypadek pani Alina. Tradycyjny kociewski gwiazdor ubrany jest w kożuch wywrócony na lewą stronę. Ma maskę budzącą grozę wśród dzieci. Wchodząc do domu, głośno krzyczy i rozdaje biczem razy. – U nas w domu, zgodnie z tradycją, by dostać prezent, trzeba powiedzieć pacierz albo zaśpiewać kolędę. I nie ma dla gwiazdora znaczenia, czy jest się wnukiem, czy babcią. Każdy musi się przed nim popisać. Zabawy jest przy tym co nie miara – przekonuje pani Alina. W jej domu w postać gwiazdora od lat wciela się jedna z koleżanek. A dzieci niby o tym widzą, niby nie. – Kilkanaście lat temu, jeszcze za czasów sołtysowania, paczki z prezentami dla dzieci przywiozłam swoim autem. W czasie imprezy choinkowej zadałam dzieciom pytanie, czym jeździ gwiazdor. Bez namysłu odpowiedziały: „Żółtym maluchem!” – śmieje się pani Alina.
Szopka z Ziemi Świętej
Częstuje owsianymi, pachnącymi migdałami ciasteczkami. Leżą w białym ręcznie robionym koronkowym koszyczku, tuż obok talerzyka z pokrojonym na kawałki makowcem. – Mamy taki zwyczaj, że każda rodzina przynosi na wieczerzę jakąś tradycyjną wigilijną potrawę. W sumie jest ich dwanaście. I nie ma zmiłuj, wszystkiego trzeba spróbować. Jest więc ryba i zupa grzybowa, kapusta z grzybami i pierogi. Moją specjalnością są te ciasteczka. Mogę dać na nie przepis – zachęca. Ale specjalnym daniem na wigilijnym stole u pani Aliny jest kapusta z grochem przygotowywana jeszcze przez jej ukochaną babcię Agnieszkę. Pani Alina i tym razem podaje przepis. Publikujemy go na stronach „Gospodyni na Święta”. – Ładnie? – z zalotnym uśmiechem pyta Michasia mamę, pokazując łańcuch. – Ładnie, ale nie odpowiedzieliście na moje pytanie. Powiedzcie, co wspólnie robimy przed świętami? Le... pi... my... – Bałwanaaa! – wykrzykuje z zadowoleniem Tymoteusz. W jego ciemnych oczach pojawia się błysk. – Oj, nie bałwana, tylko pie... ro... gi – śmieje się pani Alina. Przekonuje syna, że ten zainaugurowany w zeszłym roku zwyczaj będą kontynuować. – Dzieciom bardzo się spodobało lepienie pierogów – przekonuje pani Alina. Choć mąki w kuchni było tyle, co zimą śniegu. Michalina owinęła papierowym łańcuchem niewielką drewnianą szopkę. Od lat stoi na wigilijnym stole. To pamiątka z Betlejem. Pani Alina była w Ziemi Świętej, zanim została mamą. To był trudny dla niej czas. Wówczas pojawiło się marzenie o ogromnej rodzinie spotykającej się przy stole. „Jak dajesz dobro, to ono do ciebie wraca”– mawiała babcia pani Aliny. I wróciło.
Dorota Słomczyńska