Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Gospodynie tworzą własne style Powrót do listy

O wizerunku współczesnej kobiety mieszkającej na wsi, o jej możliwościach, ambicjach i sposobie na życie rozmawiamy z Lilianą Helwich, mieszkanką Lubasza. Życie w tej wsi zainspirowało ją do organizacji konkursu „Aktywnie na obcasach”.



Kobieta to dla pani...?

– Synonim słowa aktywna, rozważna, odważna. Niebojąca się wyzwań. Pełna energii i zaangażowana w to, co robi.

A gospodyni to...?

– Nie lubię słowa gospodyni.

Dlaczego?

– Kojarzy mi się z kobietą przywiązaną do jednego miejsca, a to przecież kobieta, która mieszka na wsi i prowadzi gospodarstwo. Nie musi przynależeć do żadnego miejsca. A jak myślę o kobiecie, to już nie mam tych skojarzeń, więc częściej używam słowa kobieta niż gospodyni – nawet w przypadku gospodyń w pełni tego słowa znaczeniu.

A kobieta modna to dla pani...?

– Będąca sobą. Moim zdaniem to określenie bardziej pasuje do kobiet mieszkających w mieście.

Dla mnie modna gospodyni nie ma żadnych złych konotacji, dlatego zapytam: modna gospodyni to dla pani...?

– Kobieta różnorodna, wielobarwna, niejednoznaczna, bo wieś to środowisko bardzo zróżnicowane. Dlatego ludzie mieszkający na wsi tworzą patch­workowe społeczeństwo. Dla jednych to miejsce pracy związane z uprawą ziemi. Dla innych – tylko do mieszkania, bo na co dzień pracują w mieście. Najczęściej tak żyją młode kobiety, które umieją też korzystać z dobrodziejstw cywilizacji. Są też takie kobiety, które mieszkają na wsi i zajmują się domem i wychowaniem dzieci.

Jest coś, co je wszystkie łączy?

– Tak. W życiu codziennym umiejętnie wiąże tradycję z nowoczesnością. Łączy je też mądrość i wrażliwość. Nie przejmują wszystkiego, co im proponuje miasto. Nie podążają za modą z miasta. Tworzą własne trendy. Dla nich moda to coś więcej niż ciuchy, urządzanie domu czy ogrodu. Kobieta na wsi bierze z mody tylko to, co jest praktyczne, przydatne. Po prostu jest pragmatyczna. Takie właśnie kobiety spotykam na co dzień. Są silne, choć nie zawsze znają swoją moc. Staram się im ją pokazywać, doceniać. Czasami mają kłopot np. z autoprezentacją.

Z czego to wynika?

– Myślę, że w dużej mierze z wychowania. Kobiety uważają, że opowiadanie o swoich umiejętnościach jest formą chwalenia się, czymś niewłaściwym. Część z nich ma mało wiary w siebie. Nie ma wsparcia ze strony rodziny. Jednocześnie wychowano je tak, by się nie chwalić. A przecież tu nie chodzi o chwalenie się, tylko wydobycie swoich dobrych stron i ich rozwijanie.

Co współczesne gospodynie przejęły z tradycji?

– Przede wszystkim relacje rodzinne. Większość rodzin jest wielopokoleniowych. Tak jak ich babcie i prababcie kultywują wspólne spotkania. Mają bardzo silną potrzebę tego wspólnego przebywania. Zmienił się tylko ich charakter. Dziś nie drą już wspólnie pierza, ale np. razem ćwiczą, organizują warsztaty zdrowego odżywiania czy spotykają się, by nauczyć się nawzajem, np. szycia lub wytwarzania biżuterii z filcu.

Co kobietom dają takie spotkania?

– Dla większości z nich to odskocznia od codziennego życia, gdyż w czasie spotkań mogą podzielić się swoimi przemyśleniami. Wymienić doświadczenia, na moment zatrzymać, zapomnieć o codziennych obowiązkach. Inne podchodzą do tych spotkań bardzo praktycznie, np. dzięki nabytym podczas warsztatów rękodzielniczych umiejętnościom mogą podreperować domowy budżet. One nawzajem się inspirują. Stają się pewniejsze siebie. I nie boją się mówić o swoich pomysłach i wcielać ich w życie.
Dzięki temu rodzą się liderki w lokalnych społecznościach. Coraz częściej zdarza się, że to kobiety, a nie mężczyźni wybierane są na sołtyski.

Może to wynika z tego, że kobietom po prostu chce się coś robić dla siebie i dla innych?

– Być może, choć aktywnych mężczyzn też nie brakuje. Trzeba pamiętać, że jeśli kobieta zajmuje się działalnością na rzecz społeczności lokalnej, to ktoś w tym czasie musi przejąć jej domowe obowiązki. Dlatego bardzo ważną rolę odgrywa jej mąż. Bez jego wsparcia sama kobieta niewiele może zrobić.

Zna pani takie przypadki, że kobieta chciała działać, a mąż jej nie pozwolił?

– Tak. Uważał, że ma siedzieć w domu.

I zrezygnowała z działalności?

– Tak.

Nikt nie porozmawiał z jej mężem? Tak po prostu koleżanki odpuściły?

To był jej świadomy wybór, więc przyjaciólki uznały, że ingerencja nic nie zmieni. Choć znam też bardzo wiele kobiet, które są wspierane przez mężów i to jest już pewna zmiana, którą da się zauważyć. Bardzo mnie to cieszy. Ja sama bez wsparcia męża niewiele mogłabym zrobić dla siebie i innych kobiet.

Po co w takim razie kobietom to wyzwolenie?

– Bo kobiety to inwestycja w nową strukturę wsi.

Rozmawiała Dorota Słomczyńska

-----------------------------------------------------------------------------------

Liliana Helwich jest pomysłodawczynią konkursu „Aktywnie na obcasach” zorganizowanego przez Czarnkowsko- -Trzcianecką Lokalną Grupę Działania. Tu na co dzień pracuje jako dyrektor biura. Celem konkursu było pobudzenie lokalnych społeczności do działania. A ponieważ kobiety zdaniem Liliany są bardziej skore do integracji, co wynika z ich kulturowych i wrodzonych umiejętności, to właśnie one zasługują na uwagę. Inicjatywa się udała, gdyż do konkursu zgłoszono kilkanaście projektów. Nagrodzono dziewięć, ponieważ wszystkie zasługiwały na realizację.
Na co dzień społecznie angażuje się w prace Stowarzyszenia „Bliżej Siebie i Natury”, w którym współtworzy pracownię „Sztuka z natury”, organizuje warsztaty rękodzielnicze i prowadzi warsztaty rozwojowe. Wspólnie z przyjaciółkami stworzyła grupę kobiecą pod nazwą „Nocne dzieła”. Na tych spotkaniach wraz z koleżankami rozmawiają, dzielą się swoim życiowym doświadczeniem. Wspólnie uczą się szyć, głównie ubrania dla siebie i swoich dzieci. Wyklejają okolicznościowe kartki. Ostatnio tworzą z filcu. Szyją z niego torebki, portfele i okładki na zeszyty i notesy. Przygotowały też kolekcję ręcznie robionej filcowej biżuterii. Czasem z koleżankami siedzą do białego rana. Nie narzekają na nieprzespane noce, bo wspólne przebywanie z podobnymi sobie dodaje energii. Dlatego uznała, że aktywizacja kobiet to świetny sposób na ich integrację i rozwój. Bo jedna uczy się od drugiej. Przed laty na wsiach kobiety wspólnie darły pierze, a dziś razem szyją.
Pochodzi z Bełchatowa, skończyła etno­logię. Do Lubasza trafiła w 2006 roku. Dziś mieszka tu z mężem. Jest mamą 8-letniej dziewczynki i 3-letniego chłopca.
Jak to się stało, że ona, dziewczyna z miasta, zamieszkała na wsi? Zawsze chciała być bliżej siebie. Bliżej natury. Na to pozwala życie na wsi, nie w mieście

Galeria zdjęć