Wystąpiły w „Mam talent”. Gościły w telewizji śniadaniowej, a TVN kręciła materiał na podwórku ich przewodniczącej. Jak to się stało, że o gospodyniach z Kopalni usłyszała cała Polska?
Z czego słynie Kopalnia?
– No, chyba z tego naszego koła – zaczynają opowieść, która z każdą chwilą będzie zaskakiwać coraz bardziej.
Barbórki tańczą „Jezioro łabędzie”
Kronika Koła Gospodyń z Kopalni (gm. Konopiska, woj. śląskie) aż kipi od zdjęć. A na nich: siostra w czepku pielęgniarskim, kobieta kapłan i zakonnica z ogromnym dekoltem. Przyznają się, że tak paradują po wsi.
– Poszłyśmy do wójta, a „ksiądz” żartuje, że przyszedł „wyspowiadać”. I wójt się spowiada. Oczywiście z dokonań w gminie. Czy nasz proboszcz ma coś przeciwko? On się śmieje! Żałował, że nie przyszłyśmy na plebanię! – opisują ostatkowych przebierańców.
Z przebieranek warto wymienić: policjantkę, franciszkanina czy kobietę lekkich obyczajów – zna je cała gmina. Ale mają takie emploi, które przysporzyło im sławy w całym kraju. To zespół „Barbórki” – formacja baletowo-śpiewacza, którą powołały do życia sześć lat temu.
– To Monika przywiozła pomysł ze szkolenia w ramach „Odnowy Wsi” z opolskiego. Zaczęło się od „Jeziora łabędziego” – od układu do niego. Urządziłyśmy sobie na Barbórkę w 2008 roku imieniny, „babski comber”. Wtedy pierwszy raz wystąpiłyśmy. Miałyśmy spódnice z krochmalonych firanek, w normalnych rajstopach i bez baletek. Siedem nas wtedy było. A w ciągu dwóch tygodni wpadłyśmy na kolejny estradowy pomysł i wprowadziłyśmy do repertuaru kankana – opowiadają gospodynie.
Debiut wypalił. Ola Szczepańska przebrała się za Marylę Rodowicz, gitarę pożyczyła od wnuka. Jej koleżanka wystąpiła w stroju Danuty Rinn. Zaśpiewały jeszcze piosenkę dla górników i zatańczyły trojaka. Ludzie umierali ze śmiechu, podobno nawet kładli się na podłogę i z tej pozycji robili tancerkom zdjęcia. To wystarczyło, żeby zainteresowały się nimi ogólnopolskie media – najważniejsze dzienniki, stacje telewizyjne i radia. Najpierw był papier – „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik Zachodni”, „Życie na Gorąco”, „Chwila dla Ciebie”, „Naj”. Była też rozkładówka w „Na Żywo”. A potem, jak same o sobie mówią, pozytywne parcie na szkło.
Po pół roku dostałyśmy telefon z telewizji, z „Kawy czy herbaty”. Opłacili nam hotel w Warszawie. Zajechałyśmy, przebrałyśmy się i poszłyśmy na miasto. Rano zadzwoniłyśmy, na Woronicza po samochód telewizji. Wyszłyśmy przed hotel, podjeżdża samochód telewizji. Podchodzę i mówię: „Pan chyba na nas czeka?” A on na to: „Nie, ja nie na was, ja na koło gospodyń wiejskich”. Myślał, że przyjadą babcie, w zapaskach i chustkach – wspominają rozbawione.
Kobiety medialne
To był balet na żywo. Dziś wiedzą, że kiedy w telewizji są reklamy, to „tam, z tyłu” trwają próby. Jednocześnie ktoś nagrywał teledysk do „Lata z radiem”. Wystąpiły w tle.
– Wypowiedź na żywo to zupełnie co innego niż kiedy się nagrywa. Jak byłyśmy u Szymona Majewskiego w „Wiwat nie najpiękniejsi”, to dwanaście godzin trwało nagranie. Była tam z nami Czubaszek, Senyszyn, Bryndal, Karolak, Gąsowski. Zapytano nas, co na to teraz nasi mężowie. A my, że teraz to my ich tylko informujemy – opowiadają rozbawione.
Teraz, kiedy jadą gdzieś na zaproszenie, wszędzie ludzie domagają się „Jeziora łabędziego”.
– TVN gościła na naszych podwórkach i nagrywała nas nad zalewem Pa ąk w Konopiskach. Przyjechała też Telewizja Katowice. I jeszcze mamy na koncie teledysk „Gangnam style”. Opracowałyśmy układ i wysłałyśmy go do telewizji – dodają.
Telewizja uszyła im do występu u Majewskiego stroje baletowe, w których wystąpiły potem w Sali Kongresowej. W 2012 roku pokazały się w „Mam talent”. Półtora roku temu zaproszono je do nagrań czołówki programu. Pojechały, wyszły na miasto i... ot, spotkały Józefa Oleksego, z którym się sfotografowały. Woda sodowa nie uderzyła im do głowy.
Początek całkiem niewinny – festyny, dożynki, Dni Konopisk, stoły wielkanocne, na których kopalnianki mają zawsze swoje stoisko. Wożą tam często kucmoka – babkę ziemniaczaną z boczkiem albo żeberkami. Rozmawiamy przy dźwięku łyżek pochłaniamy rosół. Ustalamy jeszcze na wstępie, do czego służą koła gospodyń.
Od pamięci, od tradycji
– Koła są chyba od tego, żeby podtrzymywać tradycję, żeby coś nie zaginęło. To nie obowiązek, raczej zaszczyt. I chyba częściej zajmują się tym kobiety. Teraz nie ma, niestety, skubania pierza, a my pamiętamy tzw. wypierzki. Chcemy je przywrócić, zorganizujemy jakieś skubanie na jesieni – mówi Ola Szczepańska, przewodnicząca koła, a koleżanka wspomina, jak to do jej babki schodziły się wieczorem sąsiadki, a dzieci biegały w tumanach białych piór.
Koło powstało w 1969 roku, ale z dzisiejszym składem zaczęło działać w 2008 roku i od początku postawiło na przywracanie dawnych tradycji. Wśród nich szczególne miejsce zajmuje wielkanocny gaik.
– W ubiegłym roku chodziły dzieci, ale w tym znów my wyruszymy wraz z nimi. Idziemy we albo trzy od domu do domu i śpiewamy piosenki. Na przykład: „Pod tym tu okienkiem leży kupa słomy, mieszka tu kawaler, potrzebuje żony. Dajcie, dajcie, co macie dać, nie każcie nam długo czekać” albo: „Na naszym gaiku siedzi tu laleczka, co ją ustroiła z Kopalni dzieweczka”. Jak ktoś miał bałagan na podwórku, musiał się czymś wykupić, na przykład jajkami. Gaik był ubrany w kolorowe wstążki, które mieszkańcy zabierali do domu na szczęście. Chodziło się do dwunastej w południe w niedzielę gajową, białą, czyli tę przed niedzielą palmową. A potem gaik się topiło – wspominają panie.
Wiedzą, że ludzie czekają na ich wizytę, więc już planują ustrojenie gaika. Ale to nie wszystko. Przypominają swoim krajanom także „wywoziny”. Organizują wyjazd do panny młodej. Zabiera się przebranych domowników, bierze symboliczne wiano i jedzie się do pana młodego. Nie wolno pod żadnym pozorem zabrać ze sobą kury, żeby „nie rozgrzebała” małżeństwa.
– Co czwartek spotykamy się wszystkie. Albo śpiewamy piosenki, albo sprzątamy, albo przygotowujemy się do czegoś. A próby „Barbórek” ustalamy na inny dzień. Chcemy rozszerzyć ten nasz repertuar, ale to na razie tajemnica. Zdradzimy tylko, że nie chodzi o taniec – kończą.
Karolina Kasperek