Z kołem gospodyń można piec ciasta i bawić się w sylwestra. Można pojechać na wycieczkę albo do teatru. Ale można też wsiąść do samochodu terenowego i pojechać na off-road albo po prostu wystąpić w „Familiadzie”.
Właściwie każde koło gospodyń wiejskich jest niepowtarzalne, ale są takie, których nietypowość jest szczególna. Taki krąg kobiet spotkaliśmy we wsi Lesznowola w powiecie grójeckim. Jak do nich trafiliśmy? Znaleźliśmy je, przeglądając coraz popularniejszego, także na wsi, Facebooka. To narzędzie medialne lesznowolanki wyjątkowo sprawnie obsługują i wykorzystują − nie tylko do promocji siebie, ale przede wszystkim działań KGW. Zapraszają do nich każdego, kto wyrazi wolę współpracy. A ze zdjęć umieszczonych na tej społecznościowej platformie dowiedzieliśmy się m.in. o nietypowych sportach, które uprawiają, i występach w telewizji. Nasza rozmowa też przebiegała nietypowo i niezwykle nowocześnie – podczas wywiadu łączyliśmy się z przewodniczącą koła i jedną z członkiń przez komunikator Skype. Telekonferencja była nieodzowna, ponieważ Marta Daniło, szefowa lesznowolańskich gospodyń i prezeska stowarzyszenia, przebywała akurat w Kopenhadze.
Mówią o sobie „młode i atrakcyjne”. Część z nich „napłynęła” z miasta, część to rodowite lesznowolanki, sporo pochodzi ze wsi albo się na niej wychowało. W swoich szeregach mają sadowniczki z hektarami pełnymi jabłek. Koło tworzą kobiety „z połowy Polski”.
Kobiety medialne
Nie zasypiają gruszek w popiele, tryskają pomysłami, potem chwalą się nimi w sieci. Dlatego nie ma się co dziwić, że od kilku lat zgłaszają się do nich m.in. różne programy telewizyjne.
– A to „Wiem, co jem” z TVN Style, a to tarcie chrzanu, a to TVP Info i robienie pierniczków z dzieciakami. Nawet w „Automaniaku” wystąpiłyśmy – „Dendżer” to nowy program na TVN Turbo, byłyśmy tam. Zapakowałyśmy się tam do malucha. Jesteśmy fajne, kolorowe i wzbudzamy tym zainteresowanie mediów – cieszy się Marta Daniło.
Wystąpiły nawet u Karola Strasburgera w kultowej już „Familiadzie”. Na pomysł wpadła Marta Daniło. Zgłosiła pięć członkiń, a powiedziała im dopiero, kiedy zostały zakwalifikowane. Były raz i tak się spodobały, że zgłosiły się ponownie. Za drugim razem nie zdołały wygrać. Na pytanie, czy Holandia kojarzy się z chodakami, czy rowerami, odpowiedziały, że z tymi drugimi, tymczasem na tablicy pojawiły się chodaki.
Początki były niepozorne. Pani Marta z koleżanką Justyną zaczęły jeździć 5 km dalej do miasta na zajęcia taneczne. Na takie wypady pozwalały sobie w środy. Przyglądała się temu jedna z ich i koleżanek, Magda Witak. Narzekała wtedy na kontrole w swojej firmie i problemy z nią związane. Tak powstał pomysł, żeby gdzieś łapać od- dech i zacząć się spotykać w kobiecym kręgu.
– Najpierw namawiałyśmy inne na tańce. Zaczęłyśmy rozgłaszać informację, „że widzimy się w środę, jak chcecie, to dołączcie”. Bo po tańcach, o godzinie 21.00, zaczęłyśmy umawiać się po domach: „Dzisiaj jesteśmy u Madzi, za tydzień u Justyny, jak chcecie, to wpadajcie”. Coraz więcej nas przychodziło, teraz jest tak, że na środowe spotkanie potrafi przyjść 15 dziewczyn. Nasze rodziny? To trwa od 2009 roku, więc zdążyły się przyzwyczaić, że środy są nasze – śmieją się Marta i Beata.
Wzorem koła z Litwy
Na spotkaniach zaczęło się od rozmawiania o problemach, wspierania się. Wszystkie miały wtedy małe dzieci, siedziały z nimi w domach. Jedna ze współzałożycielek pokazała koleżankom kartkę wielkanocną wykonaną przez litewskie koło gospodyń. I od niej zaczęła się aktywność koła. Zainspirowane zaprojektowały swoją kartkę i stało się już tradycją, że KGW z Lesznowoli co roku wydaje na Boże Narodzenie i Wielkanoc swoje kartki świąteczne. Po kartce przyszedł czas na warsztaty z dziećmi i ich rodzicami – najpierw w domach, potem w szkole. Dwa razy do roku zdobią jaja, robią wianki. Dziś są stowarzyszeniem, a sformalizowanie koła przyszło wraz z pierwszą dotacją unijną uzyskaną dzięki pomocy finansowej gminy Grójec za pośrednictwem Lokalnej Grupy Działania „Kraina Kwitnących Sadów”. Dotacja dotyczyła organizacji 600-lecia wsi Lesznowola. W ciagu dwóch lat przygotowywały się w różny sposób, między innymi organizując konkurs na herb wsi Lesznowola.
– Kiedy już okazało się, że dostaniemy pieniądze, zaczęłyśmy przygotowywać wieś do tego wydarzenia. Organizowałyśmy w szkole i przedszkolu spotkania z historykiem i regionalistą. Angażowałyśmy całą wieś. Obchody wyszły po prostu rewelacyjnie – mówią z dumą gospodynie.
Są szczególne z jeszcze jednego powodu – inwestują w oryginalną aktywność fizyczną. Narzeczony pani Marty prowadzi w szkole bezpłatne zajęcia sportowe dla chętnych. Przychodzą ci, którzy dopiero zaczynają się ruszać, ale i ci, którzy już biegają w organizowanych cyklicznie w Lesznowoli biegach. Panie z KGW chodzą, jak wiele kobiet w Polsce, z kijkami. Po ciążach bardzo się to przydawało w kształtowaniu sylwetki. Ale to dziś niemal standard. Czym zaskakują? Ostatnio zaangażowały się w wakeboard (czyt. łejkbord). To deska przypominająca tę do snowboardu, ale pływa się po wodzie na wyciagu. Kilka punktów podparcia, trzymanie się drążka i ewolucje. Narty wodne? To już też sport dla lesznowolanek tradycyjny. Na Dzień Kobiet biorą udział w rajdzie off-road, czyli jeździe autami terenowymi. Organizują rajd „Kobiety na traktory”.
Inspirują innych
Czy Lesznowola to ewenement na mapie kół gospodyń w Polsce? Panie są innego zdania.
– Może dlatego, że udało się nam jakoś zaistnieć medialnie. Ale myślę, że takich kół jak nasze, czyli młodych dziewczyn, które lubią się spotykać, jest coraz więcej. Widzę to po ludziach, którzy się do nas odzywają, piszą na Facebooku, pytają jak formalizować pewne kwestie, jak działać, skąd pozyskiwać sponsorów. Może rzeczywiście byłyśmy prekursorkami, ale są już koła, które nas naśladują. To bardzo potrzebne, trzeba wyjść z domu. W mieście są kina, teatry, kawiarnie, a na wsi tego nie ma, więc jeśli się nie spotkamy, to zostanie nam siedzenie w domach – opowiada Marta Daniło.
Do dziewczyn z Lesznowoli zgłaszają się koła z najmniejszych wsi. Chwalą je za działania. W sąsiedniej wsi, w Kobylinie, kobiety zainspirowały się i zorganizowały już w remizie własny 8 marca. Ale niektórym mieszkańcom nie w smak działania koła.
– Chyba dlatego, że dopóki nas nie było, był spokój. Teraz nie wypada się nie ruszać, co chwilę coś się dzieje, namawiamy do aktywności dla samego siebie i na rzecz innych. To może być dla niektórych kłopotliwe, ale my się nie zrażamy – podsumowują.
Karolina Kasperek