Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Podłaźniczka - przodkini choinki Powrót do listy

Wydawać by się mogło, że choinka była z nami od zawsze. Tymczasem w Polsce bożonarodzeniowe drzewko stawiamy raptem od stulecia. Ale wcześniej w słowiańskich domach nie brakowało zielonych, najeżonych igliwiem gałęzi. Zamiast stawiać, wieszano je u powały. I nazywano je podłaźniczką. 

Nie ma świąt bez obrzędów i zwyczajów, a także towarzyszących im akcesoriów i ozdób. Tak też jest z Bożym Narodzeniem. Nie ma chyba bardziej kojarzącego się z nimi symbolu niż zielone drzewko przystrojone papierowymi i szklanymi świecidełkami. Większość z nas pamięta choinkę zdobiącą domy babć czy nawet prababć. Ale gdybyśmy zajrzeli do domów o jedno pokolenie wcześniej, moglibyśmy jej tam nie zastać. Dlaczego? Ponieważ w Polsce pojawiła się dopiero w drugiej połowie XIX wieku, a na polskiej wsi jeszcze później. W błędzie jest jednak ten, kto myśli, że świętowano bez kolorowych gałęzi. Przez całe stulecia grudniowe domostwa zdobiła podłaźniczka. 

Greckie korzenie

Podłaźniczka, podłaźnik, połaźnica, połaźnik, jutka, wiecha, sad, rajskie drzewko – tak w różnych regionach nazywano wierzchołek jodły lub świerka zawieszany w Wigilię u powały czubkiem w dół. Dekoracja przypominała więc krótką, rozłożystą choinkę zainstalowaną odwrotnie niż dzisiejsze drzewka. Zanim jednak bliżej przyjrzymy się wyglądowi podłaźniczki, poszukajmy jej kulturowych korzeni. Tradycja ta jest ciągle żywa na południu Polski.

Wiele wskazuje na to, że może wyrastać z dawnego zwyczaju praktykowanego w starożytnej Grecji. Zieloną gałąź, nazywaną ejresione, najczęściej laurową lub oliwną, czyli mającą trwały, nieopadający liść, wnoszono do domów i świątyń w niektóre święta. Gałąź przystrojona była biało-czerwonymi wstęgami, białą sierścią, figami, a także naczynkami pełnymi wina, miodu czy oliwy. Wieszano na niej różne przysmaki, jak jabłka i inne owoce, a także pieczywo o wymyślnych kształtach – liry lub butelki. Chodzenie z ejresione i zostawianie jej w domach przy wtórze pieśni miało zaklinać urodzaj, płodność i bogactwo. Wygląd wielu dzisiejszych choinek, z pieczywem w postaci pierników, szklanymi bombkami, do których można włożyć drobiazgi, strojonych watą, włosem anielskim bądź sztucznym śniegiem do złudzenia przypomina greckie świąteczne gałązki. 

Z jodły, świerka, sosny

Polska podłaźniczka wyglądała niewiele inaczej. Ważne było, by gałęzie pochodziły z drzewa wiecznie zielonego. Takie warunki spełniają iglaki – sosna, świerk, jodła. Czasem był to czubek drzewa ścinany jednym uderzeniem siekiery. Innym razem gałęzie jodłowe układano w kształt parasola albo tworzono kloszową konstrukcję ze słomy, a później przybierano jedliną. Kopułowe stelaże tworzono też z witek leszczyny lub drutu. Podłaźnik, jak czytamy w „Choince w kulturze polskiej” – monografii autorstwa dr Katarzyny Smyk, językoznawczyni z Uniwersytetu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, wieszano pośrodku izby albo tuż nad stołem wigilijnym czy też w tzw. świętym kącie. Święty kąt to miejsce w rogu izby, naprzeciw drzwi, w którym na pokrytym białym obrusem stole stał krucyfiks lub figura Matki Boskiej.

Świat wśród jabłek i orzechów

Podłaźniczkę ozdabiano niezwykle bogato. Znajdowały na nich miejsce i małe czerwone jabłka, i orzechy pokryte w późniejszych czasach pozłótką, i łańcuchy z kuleczek lnu, słomy, papieru albo grochu. Zawieszano na podłaźniku także pajączki ze słomek i bibuły oraz łańcuchy, ale też, jak w ejresione, pieczywo w kształtach zwierząt i ptaków, ciastka i słodycze. Jednak najbardziej chyba charakterystyczną dekoracją były krążki z kolorowych opłatków, często wycinanych w misterne wzory. Opłatki łączono też w konstrukcje trójwymiarowe o wymyślnych kształtach. Jedna z nich była zupełnie wyjątkowa – to tzw. świat, czyli kula posklejana z opłatków. Z czasem kula przyjęła także kształt graniasty. Świat był dominujacą i najważniejszą ozdobą podłaźniczki. I tak jak wszystko w niej, miał symboliczne znaczenie. 

Dobrześ me podlaz

Podłaźnikiem nazywano nie tylko przystrojone iglaste gałęzie. Były to także jodłowe gałązki w kształcie krzyżyków, które górale przybijali nad drzwiami domów i stajni. Nazwa przywarła też do młodego mężczyzny (rzadziej dziecka), który odwiedzał domostwa w wigilijną noc lub w Nowy Rok, życząc gospodarzom wszystkiego najlepszego. Podłazami, podchodami lub podchódką bowiem nazywano zwyczaj kolędowania do domów. Czasem kolędowano tylko z naręczami dobrych życzeń, mówiąc przy wejściu np. „Cobyście mieli wszystkiego dości, jak na połaźnicy ości”. Tak mawiano w Beskidzie Śląskim. Życzeniom towarzyszyła często ustrojona gałąź. Na Podhalu górale tuż po wieczerzy, jeszcze przed pasterką odwiedzali domy swoich wybranek i, składając życzenia, rozsypywali owies po izbie. Podłazy to do dziś żywy tam zwyczaj. Na Sądecczyźnie zaś nie chodziło się na podłazy wcześniej niż w św. Szczepana. Powiedzenie „Dobrześ me podlaz” oznacza ni mniej ni więcej, tylko „Przyniosłeś mi szczęście”, a „podłazić kogoś” to „iść do czyjejś chałupy z powinszowaniem szczęścia w przyszłym roku”.

Dla urodzaju i szczęśliwej miłości

Polska podłaźniczka, podobnie jak antyczny ejresione, była nie tylko ozdobą, ale swego rodzaju instrumentem zaklinania rzeczywistości. Przypisywana jej moc miała związek z obecnym w wielu kulturach przedchrześcijańskich kultem drzew. Czczono je jako symbol siły, witalności, zdolności odradzania się, długowieczności. „Przedstawiały sobą cały symboliczny wszechświat, wszystkie jego sfery: podziemną – w korzeniach, niebiańską – w koronie i ziemską – w pniu...” – pisze w jednym z opracowań sądecka etnografka Magdalena Kroh, od lat zasiadająca w jury corocznego konkursu na najpiękniejszą podłaźniczkę w Podegrodziu na Sądecczyźnie.

Znaczenie miało już samo pozyskanie i wniesienie gałęzi do domu. Gospodarz starał się ściąć wierzchołek jak najwcześniej w wigilijny ranek i czym prędzej udawał się do domu. Wierzono, że im szybciej przybędzie, tym szybciej dojrzeje zboże w kolejnym roku. Już zawieszona podłaźniczka nie traciła takiego działania – miała zapewniać urodzaj i bogactwo gospodarstwu. Dla przywołania urodzaju obsypywano ją w Wigilię słomą lub zbożem. Poszczególnym członkom gospodarstwa natomiast miała przynieść to, co najpotrzebniejsze. Rodzinie – zgodę, a dziewczętom – szczęśliwą miłość i zamążpójście. A że najjawniejszym dowodem udanego małżeństwa były dzieci, dziewczęta pieczołowicie wieszały na gałęziach jabłka i orzechy – symbole płodności. Jeśli zainteresowanemu dziewczyną młodzieńcowi pozwolono zerwać jabłko z podłaźniczki, wiedział, że może liczyć na przychylność.

Moc w nowej, moc w starej

Podłaźnik wisiał do Nowego Roku lub Święta Trzech Króli. Ale jego magiczna moc nie kończyła się wraz ze zdjęciem z powały, bowiem wykorzystywano później jego gałęzie. Wyschniętymi gałązkami, fragmentami opłatka czy skorupkami orzechów odczyniano uroki, a także okadzano chorych. Podłaźnikowi, jak swego rodzaju amuletowi, przypisywano też zdolności ochronne. Wierzono, że chroni przed złymi duchami, uderzeniem pioruna, pożarem i chorobami. Jego działanie nie ograniczało się tylko do ludzi – miał sprawiać, że zwierząt nie dosięgnie pomór, ani głód wilka.
Gałązki podłaźniczki przechowywano do lata, by umieścić je w ziemi ze wschodzącym lnem albo zbożem. Zeszłoroczne podłaźniczki wywożono w pole wraz z pierwszą porcją obornika. Miało to zapewić dobre plonowanie ziemniaków. W sadach palono je dla dobrego owocowania drzew. Ale spopielano je także w samych izbach podczas kolejnej Wigilii. Powstałe przy tym ciepło miało leczyć obolałe stopy i ręce.
Podłaźniczce przypisywano życiodajną moc, ale mogła także prorokować śmierć. Znakiem tego było zbyt szybko opadające igliwie. Na pogańskie wierzenia związane z podłaźniczką nałożyły się w którymś momencie rytuały i symbole chrześcijańskie. Fragment drzewka miał wiernym przypominać nie tylko o tym, że Jezus narodził się wśród drzew, ale też kojarzyć się z biblijnym drzewem poznania dobra i zła, a także rajskim drzewem życia.

Karolina Kasperek 


Galeria zdjęć