Nawet spierając się można rozmawiać nie raniąc drugiego człowieka. Uczy tego Agnieszka Pietlicka – trenerka Porozumienia bez Przemocy. Od 15 lat prowadzi ona warsztaty, na których radzi, jakich słów używać, aby się porozumieć.
Na czym polega komunikacja bez przemocy?
Przede wszystkim zrezygnujmy z języka oceniania. Marshall Rosenberg, doktor psychologii, twórca Porozumienia, badał rolę języka i to, co w nim wzmacnia ochotę do komunikacji. Ocenianie należy do tych komunikatów, które zniechęcają. A że podstawą jest komunikacja ze sobą, to najpierw zrewidujmy oceny pod własnym adresem. W kontakcie z innymi stosujemy jakieś filtry, ale wobec siebie – prawie w ogóle. Myślimy o sobie: „ty głupcze, po co to zrobiłeś?”, „jaka ze mnie wyrodna matka” itd.
Niekorzystnie na komunikację wpływają też pewne typy słuchania, odbierania komunikatów. Ktoś mówi nam: „Bo ty, oczywiście, niczego nie rozumiesz”. Jeśli odpowiemy mu „No tak, jakbyś ty zawsze rozumiał!”, to sami wiemy, co z tego wychodzi. Możemy też odpowiedzieć: „Masz rację... rzeczywiście już trzy razy mi tłumaczyłeś, a ja nie kumam...”. W naszym żargonie nazywamy to „uszami szakala na zewnątrz”. To odpowiedź przeciwko sobie i z takiej też nie zrobimy pewnie satysfakcjonującej komunikacji. Na ten zarzut możemy zareagować też tak: „Wiesz, kiedy tak mówisz, robi mi się smutno. Tymczasem zależy mi bardzo na tym, żebyśmy się rozumieli i żeby czasami było lekko. Tęsknię za odrobiną zrozumienia”. Ten typ, zwany żyrafim (Marshall posługiwał się atrybutami zwierzęcymi) zakłada najpierw wysłuchanie siebie, rozpoznanie naszych uczuć i potrzeb, a potem zakomunikowanie ich.
Taka reakcja na trudny komunikat zwiększa szanse na nawiązanie dialogu.
Czyli nie bać się powiedzieć: „Zrobiłeś mi przykrość”?
Prawie. Zamiast „Zrobiłeś mi przykrość”, czyli „To ty jesteś odpowiedzialny za to, że jest mi przykro”, spróbujmy: „Kiedy to słyszę, to jest mi przykro, bo JA potrzebuję zaufania i współpracy. Bo dla MNIE ważna jest przyjazna atmosfera”. Przyznanie się do uczuć nie jest słabością. To dziś raczej dowód siły i odwagi.
Jeszcze innym wariantem reakcji jest czwarty typ, zwany „uszami żyrafy na zewnątrz”, czyli skierowanie uwagi na uczucia i potrzeby osoby mówiącej do nas. Na „Jak zwykle niczego nie rozumiesz”, możemy odpowiedzieć: „Ojej, ty pewnie już się czujesz bezsilny, bo chciałbyś, żebyśmy się rozumieli, żeby nam lekko szło. A już czwarty raz próbujesz i być może jesteś zmęczony tym wszystkim?”. Możemy dodać: „Cieszę się, że mi o tym mówisz, bo ja już też jestem zmęczony i chciałbym, żeby było lepiej. Chodź, zastanówmy się, co zrobić, żebyśmy się dogadali”. Zauważyliśmy uczucia i potrzeby nie tylko rozmówcy, ale i nasze. Pamiętajmy, że każdy zarzut to „tragiczny wyraz niespełnionej potrzeby”. Im gorzej się ktoś zachowuje czy wyraża, tym bardziej prawdopodobne, że robi tak, gdyż jest zraniony.
Skoro to takie proste, to dlaczego tyle jest kłótni i konfliktów?
Trudno mi na to odpowiedzieć jednym zdaniem. Na pewno Porozumienie pomaga na wiele sposobów je ograniczyć, np. rozróżniając między potrzebami a strategiami. Według Rosenberga nie różnimy się na poziomie potrzeb, ale strategii ich realizowania. I to tam dzieje się konflikt. Jeśli mamy świadomość potrzeb, łatwiej jest znaleźć strategie, które odpowiadają wszystkim. Podam przykład: mamy konflikt między dorosłą córką i tatą rolnikiem. Rodzice mieszkają na Kielecczyźnie, ona – w Poznaniu. Kupili u siebie samochód dla niej, ona ma go odebrać i wrócić nim do miasta. I problem – ojciec upiera się, że pojedzie z nią, bo dawno nie jeździła. A ona – że koniecznie bez niego. Przyjrzyjmy się ich potrzebom. On tak naprawdę ma potrzebę bezpieczeństwa, wsparcia, dbałości i spokoju wewnętrznego – jeśli nie pojedzie z nią, cały czas będzie się martwił, myślał o tym. Chce też kontaktu, rozmowy, wymiany, intymności. A ona chce bez niego – ale to jest tylko strategia. Na poziomie potrzeb chodzi jej o zaufanie do samej siebie, przygodę, poznanie siebie, wzmocnienie poczucia własnej sprawczości. Jeśli dotrą do autentycznych potrzeb, mogą wypracować strategię, która pozwoli jednocześnie spełnić większość tych potrzeb. Mogą zjeść razem obiad – spełnią potrzebę kontaktu. A ona może jechać sama, ale co godzinę zrobi przerwę i zadzwoni do ojca. Żeby zrealizować potrzebę wsparcia, ojciec może wykupić jakąś dobrą polisę. Bądźmy wytrwali w realizacji potrzeb, ale nie upierajmy się przy strategiach. Szukajmy takich, które pasują wszystkim.
Porozumienie bez Przemocy, czyli będziemy się odwoływać najczęściej do pary, komunikacja zachodzi przecież w parze, czy tak?
Niekoniecznie, nie zawsze. Porozumienie bez Przemocy jest niezwykle pomocne w życzliwej komunikacji z samym sobą, a ona jest podstawą dobrej komunikacji z innymi.
O to zapytam za chwilę, ale najpierw powiedzmy, o co w ogóle chodzi w tym Porozumieniu?
Wszystko zasadza się na przekonaniu, że ludzie chętnie przyczyniają się do dobra – innych oraz swojego – jeżeli jest to ich własny wybór. Jeżeli nie czujemy się przez nikogo czy też przez nic zmuszani, to dajemy z serca, czyli chętnie. Rosenberg uważa, że tacy się rodzimy, że dzieci przychodzą na świat z chęcią dawania. Im mniej będziemy ludzi zmuszać, tym większe szanse, że będą oni przyczyniać się do naszego dobra. Mówiąc prostym językiem, jeżeli będą wierzyli, że mają wybór, że mogą powiedzieć „nie”, to częściej powiedzą „tak” i z chęcią zrobią to, o co ich prosimy. Kiedy kogoś zmuszamy do czegokolwiek, pociąga to za sobą potrzebę kontrolowania. Tymczasem badania pokazują, że gdyby w przedsiębiorstwach energię, którą inwestuje się w kontrolę, włożyć w budowanie relacji zaufania, długofalowo wychodzilibyśmy na tym wszyscy dużo lepiej.
Mamy tak po prostu zaufać, że ludzie będą dla nas dobrzy, bo tacy się urodzili?
Uwaga – nie mówię, że ludzie rodzą się „dobrzy”. Mówię, że rodzą się z chęcią przyczyniania się do własnego i czyjegoś dobra, jeśli jest to ich wybór. Osobiście uważam, że nawet jeśli się dwa razy „przejadę”, bo zaufam, to wolę to od kontrolowania. Marshall twierdzi, że jeśli ktoś w wieku dorosłym nie potrafi, nie chce dawać, to nie dlatego, że urodził się bez tej umiejętności, ale dlatego, że w procesie wychowania się tego oduczył. Nie powiedziałby też, że w wyniku „złej” socjalizacji, a raczej „takiej, która nie przyczyniła się do dawania, rozwoju zaufania i bezpieczeństwa”. Jeżeli będziemy karmić dziecko przekonaniami, że nie powinno ufać innym, że jeśli nie będzie twarde, to je wykorzystają, raczej nie wychowamy człowieka zdolnego do sprzyjającej wspólnemu dobru komunikacji.
Jakiego używać języka, by nie dochodziło do konfliktu?
Porozumienie bez Przemocy proponuje proste narzędzie, tzw. cztery kroki. Pozwalają na skupienie uwagi na obszarach, dzięki którym mamy wiekszą szansę wejść z drugim człowiekiem w kontakt. Na początku ten sposób mówienia może wydać się dziwny, potem zamienia się raczej w sposób myślenia, staje się filozofią życiową. Zauważmy, że zwyczajowy sposób mówienia, a więc i myślenia, to m.in. przypisywanie odpowiedzialności innym za nasze uczucia, np. „Jestem zła, bo się spóźniłeś” czy „Wstyd mi, bo zachowujesz się wobec sąsiadki niekulturalnie” itd. Model komunikacji bez przemocy w skrócie brzmi: „Jak widzę..., to czuję..., bo potrzebuję.... Czy się zgodzisz?”. Obserwacja, uczucia, potrzeba, prośba. „Kiedy widzę, że jesteś o 16, choć umówiliśmy się na 15, czuję się sfrustrowana, bo potrzebuję sensownego spożytkowania mojego czasu i chciałabym mieć dwie godziny na spotkanie. Zostanie godzina – znajdźmy inny termin”. Albo: „Kiedy widzę, że idziesz obok sąsiadki, która niesie dwie pełne siatki, to czuję się niekomfortowo, bo zależy mi na pomocy sąsiedzkiej, uważności. Czy jeśli jeszcze raz będzie taka sytuacja, zgodziłbyś się zaproponować jej pomoc?”.
Oczywiście nawet Porozumienie bez Przemocy nie jest różdżką magiczną czy gwarancją cudów. Możemy nie wiem jak się starać, a nasz komunikat i tak może być odebrany jako atak. Wtedy czas, by szybko nałożyć sobie żyrafie uszy ;-).
Rozmawiała Karolina Kasperek
Jeśli zwrócimy uwagę w komunikacji na te cztery aspekty, zwiększymy szanse na porozumienie.