Na wiejskim festynie zdołały zwerbować 111 osób chętnych oddać szpik. To o jakieś 15 procent więcej niż na wielkiej imprezie w aglomeracji szczecińskiej. Spotykają się ze znanymi aktorami i stylistami. Kto? „AleBabki” spod znaku ryczącego wołu.
Niedawno obchodziły drugie urodziny. Dwulatek potrafi już chodzić, zakomunikować, czego mu potrzeba, a nawet sięgnąć po to samemu. Kobiety ze stowarzyszenia „AleBabki” z wielkopolskiego Ryczywołu działają w taki właśnie sposób – nie stoją w miejscu, wiedzą, czego chcą, a kiedy obiorą cel, sięgają po środki na jego zrealizowanie.
Biją rekordy dla zdrowia
Za swój największy sukces uznają dziś przygodę z DKMS-em, czyli fundacją skupiającą potencjalnych dawców szpiku kostnego.
– Zaproszono nas do Poznania na bezpłatne szkolenie. Wzięłyśmy szpatułki do ręki i się zarejestrowałyśmy. A potem poszłyśmy z tym dalej. Na najbliższym festynie zainicjowałyśmy akcję rejestrowania się w bazie dawców. Bo czegoś takiego jeszcze u nas we wsi nie było – opowiadają.
Sama rejestracja nie wystarczy, trzeba ludzi przekonać. Zorganizowały więc kampanię podczas Dni Ryczywołu. Podobna akcja tego samego dnia miała miejsce m.in. w Szczecinie, podczas wielkiej imprezy – meczu Pogoni Szczecin. Tam zarejestrowało się mniej niż 100 osób, w maleńkim Ryczywole – 111. Chcą powtórzyć akcję. „Dziewczyny, robicie coś wspaniałego” – słyszą. Duma rozparła je zwłaszcza kiedy przyszły gratulacje z samego DKMS-u.
Zaczęły od celebrowania, czyli andrzejek. Najpierw nabrały sił, a potem ruszyły pomagać innym zgodnie z celami statutowymi stowarzyszenia. Zorganizowały koncert charytatywny wspierający remont kościoła. Biorą udział w miejscowych imprezach, realizują ideę wolontariatu. Organizują akcję „Dam ciuch”, w ramach której czuwają nad redystrybucją używanej odzieży z Polski i z zagranicy. Dbają nie tylko o ludzi, ale i o zwierzęta. Dwa razy uczestniczyły w akcji wspierającej schronisko dla psów w Obornikach. Wystawione przez mieszkańców przed posesje paczki z karmą i kocami zbierały prywatnymi samochodami. Poproszone o pomoc w realizacji projektu LGD Kraina Trzech Rzek „Dawna zagroda wiejska”, ruszyły na wieś w celu poszukiwania staroci. Szperając po strychach, piwnicach, stodołach, uzbierały znaczną ilość przedmiotów, po czym w dawnej szkole wyeksponowały je, tworząc urokliwą wystawę.
Każdy pomysł dobry
– Każde spotkanie niesie bodziec. Nie ignorujemy żadnego pomysłu. Tak go rozpisujemy, żeby każda czuła się spełniona. Nie mówimy „Nieeee, to jest słabe”. Każdy pomysł omawiamy, a gdy czujemy, że jest pożyteczny – idziemy za tym. Nie ma znaczenia, jaki oddźwięk ma akcja. Ważne, że w ludziach rodzi się inicjatywa – podkreśla Dagmara Gruchot.
Zaprosiły florystkę. Plakaty z informacją rozwiesiły we wsi. Potem każda z chętnych sięgnęła do portfela po 10 złotych i... wyszła z warsztatów z własnoręcznie wykonanym bukiecikiem. Zostały zaproszone na Kongres Liderów w Obornikach. Spotkały się z Krzysztofem Hanke, filmowym Bercikiem, na ekskluzywnym spotkaniu zorganizowanym tylko dla nich. Innym razem zaprosiły do wsi brafitterkę. Dziś nie kupują już biustonoszy w sklepie, tylko u zaprzyjaźnionej specjalistki, z którą spotkanie jest rodzajem sesji terapeutycznej albo raczej warsztatem rozwoju osobistego. Aktywizują społeczność lokalną poprzez organizowanie warsztatów plastycznych, rękodzielniczych, kulinarnych, ale też zapraszając mieszkańców do udziału w „Powitaniu lata podchodami”. To gra terenowa, w której wykonując zadania, zdobywa się punkty.
Dlaczego wół ryczy?
Kiedy siadają do projektu, sporo czasu poświęcają tytułowi. Zwykle jest nie najkrótszy. Niedawno wcielały w życie hasło „Ale Babki dla kobiet. Zdrowie, ruch, kultura, metamorfoza”, ale inne bywają dłuższe. Bo nazwa powinna odzwierciedlać zawartość projektu – wtedy łatwiej o dotację. A przedsięwzięcie? Udało się, jak wszystko wcześniej. Było dobieranie pomadek do koloru tęczówki, nauka nakładania cieni i rozmowy o tym, że każda z nich może być, a nawet już jest piękna. Mają pomysły, by edukować. Ot, chociażby w kwestii pochodzenia nazwy miejscowości.
– Wiąże się z tym legenda, że to od ryczącego wołu. Rolnik orał pole i w którymś momencie wół klęknął przed obrazem Matki Boskiej. Jest wiele podań na ten temat, ale ludzie, dzieci, niewiele o tym wiedzą. Chciałybyśmy to zmienić, ale póki co nie zdradzamy szczegółów – dodają.
Intryguje nas nazwa stowarzyszenia, więc pytamy o początki. Okazuje się, że w Ryczywole było do niedawna koło, ale właśnie się rozwiązało. Należały do niego przedstawicielki starszego pokolenia, znajdujące w spotkaniach chwile wytchnienia. Ale znalazła się w Ryczywole grupa, której taka formuła nie wystarczała.
– Kilka z nas chętnie działało już społecznie, np. w radzie sołeckiej czy angażowało się w inne wydarzenia. Jesteśmy aktywne, więc często traktowano nas jako miejscowe liderki. Zapraszano nas na szkolenia, m.in. takie o zakładaniu i prowadzeniu stowarzyszeń, pozyskiwaniu dotacji itp. – opowiada Dagmara Gruchot, dziś prezes „AleBabek”.
Miało być dla babek – i jest
Zaczęło się od luźnych koleżeńskich rozmów o tym, że warto byłoby zrobić coś dla kobiet z Ryczywołu, czyli dla nich i im podobnych. Zrobiły plakat informujący o spotkaniu. Wystarczyło jedno i zapadła decyzja. Chętnych było tyle, że stowarzyszenie założyły tego samego dnia. Były pierwszą w okolicy organizacją, którą założono bez jednej wizyty w urzędzie. Wszystko wyłącznie drogą pocztową. A nazwa? Miało być najpierw „Superbabki”, potem „Aktywne babki”. „Ale z nas babki!” – wymsknęło się którejś. I tak zostało: „AleBabki”. Nazwa to jedno, ale stowarzyszenie jest oryginalne jeszcze z jednego powodu.
Rzadko zdarza się, żeby wiejska organizacja posiadała logotyp. Ryczywolskim kobietom patronuje pin-up girl mrugająca ze strony na Facebooku, koszulek albo bannera typu roll- -up. Jak to zrobić? Ot, dobrze jest mieć w swoich szeregach małżeństwo zdolnych znajomych z agencji reklamowej. Dziś odpowiednią oprawę graficzną ma nawet breloczek do kluczy otwierających drzwi do ich miejsca spotkań – pokoju w starej szkole, nazywanego potocznie kurnikiem. Kiedyś miejsca bez wyrazu, opuszczonego, a teraz pięknie wyremontowanego własnymi rękoma. Gmina oddała im we władanie niewielką przestrzeń. Wystarczającą jednak, by planować w niej wielkie rzeczy.
Karolina Kasperek