Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)




Włosy jak barometr Powrót do listy

Włosy – jakaś jedna szósta w rysunku naszej sylwetki, element dekoracyjny i w dodatku rosną bez doglądania. Tak je widzimy. Inaczej patrzy na nie trycholog – specjalista od ich kondycji. O tym, jak bardzo ważnym organem są, ile mogą nam o nas samych powiedzieć i co robić, by ich nie ubywało, rozmawiamy z trychologiem Katarzyną Wróblewską-Kończalik z Kliniki Kolasiński w Swarzędzu.

 

Trycholog pewnie może pochwalić się włosami w świetnej kondycji?

– Wygląd włosów wpływa na samopoczucie i pewność siebie każdego człowieka. Staramy się być wizytówką kliniki, ale przede wszystkim – motywacją dla pacjenta. Z drugiej jednak strony, burza włosów u trychologa, kiedy rozmawia z tracącym włosy pacjentem, może być dla tego drugiego deprymująca. Oczywiście nie w każdym przypadku trycholog jest w stanie pomóc. Jakość włosów w bardzo dużym stopniu jest uwarunkowana genetycznie.

Genetycznie – jako Słowianie – podobno mamy cienkie włosy?

– Nie do końca się z tym zgadzam. Wszystkie relacje, podania, legendy, wyobrażenia czy obrazy, na których pojawiają się słowiańskie dziewczyny i chłopcy, ukazują coś innego. Tam przeważają grube i długie warkocze, bujne fryzury. Obecnie mamy dość różnorodną pulę genetyczną, co wpływa na rodzaj włosów. Wśród pacjentów mam takich z długimi i grubymi włosami, ale i bardzo cienkimi. Te drugie to żadna ujma – tak po prostu wyposażyła nas natura.

Natura decyduje nie tylko o liczbie włosów czy mieszków, ale też ich grubości?

– Od początku rozwoju embrionalnego mamy zaprogramowaną genetycznie liczbę mieszków włosowych. W nich znajdują się zawiązki cebulek włosowych, z których wyrastają włosy. Każdy mieszek może wytwarzać włosy w 20–30 cyklach w ciągu życia człowieka. Z jednego mieszka wyrasta nie tylko jeden włos, z niektórych dwa, trzy, a niekiedy nawet cztery. Czasem, w zależności od kondycji skóry czy ogólnego stanu organizmu, funkcjonowanie mieszków może zostać zaburzone. Włosy zaczynają się wówczas przerzedzać – zamiast kilku wyrasta tylko na przykład jeden włos z danego mieszka, a mogłoby być przecież więcej.

A nie ma, bo włos akurat wypadł?

– Włos wypada co jakiś czas, bo tak został zaprogramowany. Jego życie może trwać nawet 7 lat. Jego „dzieciństwo" i „młodość", zwane fazą anagenową, trwają najdłużej, czyli 3–4, a nawet wspomniane 7 lat, szczególnie u kobiet, ponieważ czas trwania tej fazy jest związany z płcią. Średnio przybywa go centymetr każdego miesiąca. Rzadko dzieje się to szybciej. Kiedy włos przestaje rosnąć, wchodzi w fazę katagenową, trwającą od 3 do 4 tygodni. Wtedy cebulka z włosem przemieszcza się powoli ku powierzchni skóry. „Starość", czyli faza telogenowa, to trzymiesięczny okres, po którym włos wypada. Jeśli w mieszku znajdują się trzy włosy, każdy może być w tej samej lub innej fazie wzrostu. Dlatego też proces wypadania może być zauważalny i budzić zaniepokojenie.

Natura chyba wręcz każe czasem włosom wypadać...

– Można tak powiedzieć. Okresami, w których nadmierne wypadanie jest naturalne, są wszystkie przełomy hormonalne zachodzące w organizmie. Dzieje się tak między innymi w czasie dojrzewania oraz menopauzy. Specyficznym czasem jest ciąża, podczas której włosy wyglądają kwitnąco, by po porodzie i w czasie laktacji zacząć nadmiernie wypadać. Zwiększone wypadanie powodują też niektóre leki.

Czasem jednak w mieszku jest mniej, niż mogłoby być, bo włosy chorują.

– Tak się zdarza, ale trzeba tutaj zwrócić uwagę na niezwykle istotną rzecz. Kiedy wypadają nam włosy, zwykle koncentrujemy uwagę na nich, ewentualnie na skórze głowy. Rzadko kto łączy ten objaw z ogólnym stanem swojego zdrowia. Trycholodzy wiedzą jednak, że włosy to po prostu barometr zdrowia fizycznego i emocjonalnego. Jeśli dzieje się z nimi coś niedobrego, szukamy przyczyn w całym ciele. Nieprawidłowe wartości hormonów, szczególnie tarczycy lub nadnerczy, ale też niedobór hormonów płciowych, zwłaszcza estrogenu, mogą być przyczyną nadmiernej utraty włosów.

Ile włosów tracimy przy jednym myciu albo czesaniu?

– Wypadanie włosów to rzecz fizjologiczna. Standardowo wypada nam około stu włosów, czasem trochę więcej. Uznajemy, że ważne tu jest subiektywne poczucie. Jeśli czujemy, że od jakiegoś czasu zostaje ich na szczotce czy poduszce więcej, warto zgłosić się do trychologa. Dostępnych jest dziś wiele metod, które w krótkim czasie poprawiają kondycję skóry, mieszków włosowych i w efekcie – włosów. Ale zwykle proponujemy rozszerzenie badań, które mają pomóc w znalezieniu przyczyn zaburzeń w organizmie. Trycholog współpracuje też z endokrynologiem, ginekologiem, dermatologiem i psychologiem. Bez wsparcia tych specjalistów zabiegi trychologiczne mogą nie przynieść spodziewanych efektów.

Zanim zaczną się problemy wymagające interwencji specjalistów, możemy chyba zrobić coś sami dla swoich włosów?

– Możemy – i to bardzo dużo. Z leków nie wolno nam oczywiście rezygnować, ale możemy zadbać o zrównoważoną dietę. Nie decydujmy się na monodiety, w których w istotny sposób ograniczona jest jedna grupa składników odżywczych. Kiedy zabraknie nam naturalnego estrogenu, czyli w okresie menopauzy, możemy stosować hormonalną terapię zastępczą. Trzeba ją bezwzględnie konsultować z lekarzem, ale same możemy uzupełniać estrogenami naturalnymi, czyli fitoestrogenami znajdującymi się w wielu roślinach. Znajdziemy je w soi, preparatach z owsa i pszenicy, w tym płatkach owsianych i pszennych, w zielonych warzywach. Przed farbowaniem stosujmy preparaty zabezpieczające, tworzące na skórze powłokę ochronną, ponieważ obecne w farbach ftalany nie są obojętne dla naszego zdrowia. Takie specyfiki możemy znaleźć w aptekach, są produkowane na przykład na bazie siary krów i mleka klaczy. Nie polecam stosowania coraz bardziej modnego zagęszczania włosów poprzez dopinanie tresek. To daje oczywiście efekt, ale jednocześnie powoduje niebywałe obciążenie włosa.

Czy sposób mycia włosów lub ich suszenia ma wpływ na ich kondycję?

– Tak, więc warto przestrzegać kilku zasad. Przed myciem, na sucho, delikatnie rozczeszmy włosy. Najlepiej myć je pod prysznicem, czyli w pozycji, kiedy głowę mamy w górze i skierowaną lekko do tyłu. Pozycja z głową w dół, czyli kiedy na przykład stoimy nad wanną, jest bardzo niekorzystna. Powód jest prosty. Chodzi o to, by ruch dłoni, a także wody, odbywał się od czoła w kierunku karku, ponieważ wszystkie niekorzystne substancje odprowadzamy w ten sposób drogami limfatycznymi do większych naczyń limfatycznych, które zlokalizowane są u nasady głowy. Tak zresztą wykonujemy wszystkie zabiegi trychologiczne. Kiedy głowę pochylamy w dół, toksyny pozostają w okolicach mieszków włosowych. Świetnym rozwiązaniem dla każdego rodzaju włosów jest płukanie ich chłodnym strumieniem wody. Dobrze jest też stosować po myciu wszelkie płukanki, które zamkną łuskę włosa, choćby wodę z cytryną. Ale przedtem możemy wmasowywać we włosy odżywkę – „pod włos”, żeby weszła pod łuski. Mokre włosy raczej odsączamy, niż wycieramy ręcznikiem. I pamiętajmy, by nie rozczesywać bardzo mokrych włosów, ale takie, z których już usunęliśmy wilgoć. Suszmy je też „z włosem”, kierując strumień powietrza w dół włosa. To również pomoże domknąć łuski.

Rozmawiała Karolina Kasperek