Ile maków czy kwiatów tarniny zmieści się na jednej filiżance czy kubku? Kilka, kilkanaście? Tyle zwykle znajdujemy na ręcznie zdobionej ceramice. Ale kilkadziesiąt? Tak, tak, tak właśnie wygląda opolska porcelana, która słynie z dekoracyjności. Na herbacianych dzbankach i wazonach kwiatowe motywy idą w setki. Nanoszą je tam pieczołowicie ręce opolskich artystów i artystek ludowych. Jedną z nich odwiedziliśmy w jej domu i zarazem pracowni. Podglądaliśmy, jak rodzą się malowane cuda. Żeby powstały, potrzeba białej, już szkliwionej porcelany.
– Jeżdżę do dwóch manufaktur w Jaworzynie Śląskiej – „Krzysztofa” i „Karoliny”. „Krzysztof” upada, pozwalniano wszystkich. Jadę tam dwa, trzy razy w roku. Biorę to, co fabryka wyprodukuje. Potem rozwożę do ludzi, którzy mi malują, bo mam tyle roboty z załatwianiem, że brakuje czasu. Sama rzadko maluję. O! Tu, ta cukiernica jest moja – mówi Małgorzata Mateja, wskazując na naczynie, które stoi między rojem wielobarwnych talerzyków, z których jemy frankfurte kranza.
Przygodę z porcelaną zaczęła 30 lat temu w opolskiej Cepelii. Smykałkę artystyczną miała od zawsze, ale w którymś momencie do malowania zmusiła ją sytuacja materialna.
– Miałam troje dzieci, gospodarstwo, było ciężko. Szukałam pracy chałupniczej. W naszej gminie malowało wtedy dwanaście kobiet. Zachęcona, zdecydowałam się jednej z nich pomagać – podpisywałam jej porcelanę. I okazało się, że stalówką operuję jak na początkującą wyjątkowo sprawnie. Pierwszy talerzyk malowałam przez miesiąc, ale to była nieudana próba – kwiatki były zwichrowane, takie wystraszone. Ale wkrótce zlecano mi malowanie kompletów – wspomina dawne czasy.
Skąd kwiaty na ceramice?
Tradycyjny wzór to ten sam, który najpierw pojawiał się na opolskich kroszonkach, czyli jajkach wielkanocnych. Lata temu ludowi zdobnicy wpadli na pomysł, by przenieść go na ceramikę, bo jajo to jednak krucha i mało trwała rzecz. Każdy twórca ma swój osobisty styl, ale obowiązują stałe motywy. To przede wszystkim kwiaty, które naturalnie występują na Opolszczyźnie. Wśród nich szczególne miejsce zajmuje tarnina, którą często widać w postaci subtelnego wianka okalającego główny motyw. W Cepelii, jak mówi pani Małgorzata, był wymóg, żeby powierzchnia była cała zamalowana. Dziś gęstość wzoru zależy od inwencji artysty. A każdy maluje inaczej, charakterystycznie – pani Małgorzata twierdzi, że rozpozna po kolorze i kresce około 40 twórców.
– Po kształcie kreski jestem w stanie powiedzieć nawet, w jakim nastroju był ten, co malował – dodaje.
Od kropki do płatka
Ile czasu potrzeba, żeby kubek pokryć kwiatami?
– Jak ktoś dzwoni i mówi: „Małgosiu, potrzebuję kubek!”, odkładam wszystko i siadam. Robię go dziś w jakieś dwie i pół godziny. Ale najczęściej potrzeba około trzech, żeby było porządnie. Zamówienie gotowe jest jednak na trochę później, bo żeby uruchomić piec, muszę zgromadzić kilka sztuk porcelany – opowiada artystka.
Pierwsze opolskie dzbanki powstawały tak jak kroszonka. Gotowy, biały wyrób natryskiwano farbą, a potem specjalnymi rylcami wydrapywano wzór. Powstawały piękne, dwukolorowe dzieła, ale ta technika okazała się zbyt niebezpieczna dla zdrowia – farba pyliła. Poza tym tracono duże jej ilości. A barwnik nie jest tani – kilogram purpury kosztował w zeszłym roku 800 euro. Podobno jest produkowany na bazie złota. Dziś opolskie talerze, kubki czy filiżanki powstają w bezpieczniejszy sposób i są bardziej kolorowe. Na śnieżnej bieli pojawia się czarna kropka, z której „wyciąga się” kreskę. Trzeba tę maleńką porcję farby rozrzedzić, bo jeśli pokryjemy nią szkliwo zbyt grubo, farba odpadnie. Dlatego w rysunku widać często odrywany ruch stalówki i kreskę, o której można by powiedzieć „pospieszna”.
– To stalówka, jaką się kiedyś pisało. Nakładam kontur, o...tak. Farba musi się trochę rozpłynąć. Rozcieńczam ją terpentyną balsamiczną i dodatkowo specjalnym balsamem. Najpierw rysuje się cały kontur, później już nie używa czerni. Reszta to wypełnianie kolorem. Ja lubię błękit, zwłaszcza w sąsiedztwie zieleni. U innych widać więcej pomarańczowego. Kolor jest cieniowany – to efekt tego rozciągania farby – podaje instrukcję Małgorzata Matyja.
60 filiżanek dla prazydenta
Ukwiecone talerze, dzbanki czy filiżanki lądują w niewielkim szamotowym piecu. Resztę robi temperatura. Najpierw trzeba na nią trochę poczekać, bo szamot wolno się rozgrzewa. Naczynia „pieką się” w temperaturze 800°C. Nie może być ani mniej, ani więcej, bo przy niższej farba nie wniknie w szkliwo, a przy wyższej – zacznie pękać i będzie nietrwała.
Własna produkcja pani Małgorzaty to naczynia, z których je na co dzień. Nas częstuje obiadem na „opolskich kwiatach”, a kolejnego dnia śniadaniem. Herbata z kwitnącego imbryka to czysta przyjemność. Brak czasu sprawia, że maluje dla relaksu i na specjalne zamówienia. Ostatnio pojawiło się szczególne – po 60 filiżanek zgłosiła się Kancelaria Prezydenta. Porcelana ma służyć jako upominki dla gości głowy państwa. Ale nie trzeba być najważniejszą osobą w kraju, by zgłosić się do opolskich artystów po kwiecistą ceramikę. Można ją kupić bezpośrednio u twórców albo w nielicznych sklepach w całym kraju. Za filiżankę ze spodkiem zapłacimy ok. 40 zł, za kubek – 30 zł, a za dzbanek – ok. 100 zł. To niewiele, jeśli policzy się koszt surowców, godziny wytężonej pracy i bezcenny talent.
Karolina Kasperek