Najlepszy jest dziennik, taki jak „Gazeta Pomorska”. Na wielkanocny wianek potrzeba co najmniej jednej. A na koszyk do święconki co najmniej sześć numerów.
Jest poniedziałek, tuż przed siód- mą rano. Z samochodu wysiada mężczyzna. Z bagażnika wyciąga paczkę starych gazet. Podrzuca ją pod drzwi Gminnego Domu Kultury w Dobrczu. Będzie tak leżeć do przyjścia Barbary Hipnarowicz, kierowniczki GOK-u. Pani Barbara zaniesie ją później do pracowni plastycznej. Tam się przyda, bo z okazji świąt Wielkiej Nocy planuje warsztaty z wyplatania koszyków do święconki z papierowej wikliny.
Drugie życie gazet
Papierowa wiklina to rulony, które zwija się z gazet. Później wyplata się z nich wszystko, co dusza zapragnie. Co? Zależy to od inwencji twórcy. Technika jest ta sama jak w przypadku tradycyjnej wierzbowej wikliny. Można więc z niej zrobić kosze, koszyki, wianki. Różnica polega na tym, że by zrobić koszyk, najpierw samodzielnie trzeba przygotować witki.
– Nazywam je pałkami. Zwija się je z jednej strony gazety. Zaczynając od narożnika po skosie. By ułatwić sobie pracę, najlepiej stronę nawijać na drut lub patyczek – instruuje Hipnarowicz, skręcając arkusz papieru na stole.
Po kilku sekundach powstaje pierwsza pałka. Papier najlepiej zwijać na podkładzie, bo farba drukarska bardzo brudzi.
– Po kilku godzinach pracy mam ręce umorusane jak górnik. Są tak czarne, że trudno je doszorować – przestrzega Hipnarowicz, której zdarza się skręcać papierowe witki podczas oglądania ulubionych programów w telewizji.
– Tak szybciej czas zleci – wyjaśnia instruktorka.
Przed warsztatami czeka panią Barbarę sporo pracy, bo każda z kilkunastu uczestniczek będzie potrzebować na koszyk około setki papierowych pałek.
Tuż za nią stoi papierowe wiadro pełne gotowych witek. Każda ma około metra długości.
– Jeśli będą za krótkie, trzeba je będzie przedłużyć. Wystarczy włożyć jedną pałkę w drugą. Gotowe – pokazuje Hipnarowicz i liczy, ile jeszcze potrzeba papierowych rurek.
– Mam układ z kilkoma prenumeratorami gazet. Podrzucają mi te, które już przeczytali. Robię więc rurki z gazet z odzysku. Mogły trafić do pieca albo na makulaturę. Ja daję im drugie życie – zauważa Hipnarowicz.
Kurki z makulatury
W ramach warsztatów panie wyplatały koszyki do święconki. Kształtem przypominały kury. Każdy miał podstawę w kształcie koła. Zrobiona była z tektury i obłożona papierowymi witkami. Pałąk przymocować trzeba było do boków koszyka, które stanowiły skrzydła kurki. Natomiast przód koszyka przypominał wypiętą kurzą pierś, a nad nią była głowa ozdobiona dziobem, oczami i grzebieniem.
Na koniec koszyk trzeba zabezpieczyć, bo papier, choć mocny, jest nietrwały. Pani Barbara papierową wiklinę maluje farbą do drewna. Gdy wyschnie, zabezpiecza lakierem do podłóg.
– Można też od razu pomalować kolorowym lakierem. Ale wówczas widać, że to gazeta. Ja wolę, gdy koszyk ma jednolity kolor – wyjaśnia Hipnarowicz.
W jej pracowni są kosze w kolorze żółtym, seledynowym, różowym, białym i beżowym. Ten ostatni do złudzenia przypomina tradycyjną wiklinę.
– Koszyki można też zdobić techniką decoupage. Polega ona na wycinaniu z papieru lub papierowej serwetki wzoru, którym okleja się przedmioty. Równie dekoracyjna jest technika sospeso. W jej przypadku stosuje się specjalistyczną termiczną folię lub serwetki do decoupage, z których wycina się wzory, tworząc z nich przestrzenne formy – zachęca Hipnarowicz.
Pani Barbara po raz pierwszy z papierową wikliną spotkała się dwadzieścia lat temu – na jednym z warsztatów kobieta z innego domu kultury przygotowywała z dziećmi przestrzenne gwiazdy.
– Konstrukcją przypominały ozdoby choinkowe zrobione ze słomki. Ale były od nich bez porównania większe. Zwróciłam uwagę na to, z czego były zrobione. Słomki były zwinięte z gazet i pomalowane na biało. Ozdoby, choć proste, były bardzo dekoracyjne – wspomina Barbara Hipnarowicz, która dziś sama jest instruktorką i tworzy niepowtarzalne wzory z papierowej wikliny.
Dorota Słomczyńska