Konfitury i syropy z owoców i płatków róży w gospodarstwie państwa Mazurkiewiczów powstawały od zawsze. Przyrządzane według rodzinnych przepisów były doskonałym uzupełnieniem diety podczas zimy.
Kilka lat temu po raz pierwszy spróbowali produkcji na sprzedaż. To był strzał w dziesiątkę. Właściciele Manufaktury Różanej liczą, że w tym roku produkty z róży i pigwowca po raz pierwszy przyniosą w gospodarstwie największy dochód.
Na dziesięciu rozdrobnionych hektarach odbywa się hodowla bydła i uprawa roślin. Skąd więc róże? Końskowola, w okolicy której mieszkają, uchodzi w województwie lubelskim za różane zagłębie. To tutaj produkuje się najwięcej róż w Polsce – nawet 6 mln sztuk rocznie. Od kilkunastu lat w miasteczku latem jest organizowane Święto Róż, podczas którego wybierana jest najpiękniejsza róża wystawy. Przyjeżdżają miłośnicy kwiatów z pobliskiego Lublina, ale i z odległych części Polski.
Babcia podarowała przepis
Sadzonki róż przeznaczone na krzewy uprawiają także państwo Mazurkiewiczowie. Kilka lat temu ich plany pokrzyżowała pogoda.
– Zima na przełomie 2011 i 2012 roku była wyjątkowo mroźna, na dodatek bez śniegu. Mróz spustoszył plantacje róż szlachetnych. Nie było pracy w różanych szkółkach, mieliśmy więcej niż zwykle czasu o tej porze roku, zaczęliśmy się zastanawiać, co z tym czasem robić i jak sobie w tej sytuacji poradzić – mówi Jacek Mazurkiewicz ze Starej Wsi graniczącej z Końskowolą.
Postanowili zaryzykować.
– Pomyśleliśmy, że w tym roku różane konfitury powstaną w większej ilości, nie tylko dla nas, i że może ktoś to kupi – mówi Jolanta Mazurkiewicz.
Pomógł zbieg okoliczności. Latem 2012 roku Lokalna Grupa Działania „Zielony pierścień” skupiająca 11 gmin, m.in. Nałęczów, Kazimierz Dolny i Końskowolę, organizowała festiwal produktu lokalnego. Pomogła w wystawieniu na festynie pierwszego produktu, czyli końskowolskiej różanej fantazji, powstałej na bazie różanej konfitury.
– Nie mieliśmy nic do stracenia. Wszystko się sprzedało – mówi pan Jacek.
Niedługo potem pierwsi klienci uwiedzeni różanym smakiem zaczęli wracać. To był impuls do dalszego działania. Zaczęło się wertowanie babcinego zeszytu z tradycyjnymi przepisami przekazywanymi w rodzinie z pokolenia na pokolenie.
– Babcia podarowała przepisy teściowej, a ona nas zaraziła pomysłem na różany biznes – mówi Jolanta Mazurkiewicz.
– Pomogły też pieniądze z Programu Szwajcarskiego – dodaje pan Jacek. Dzięki nim na tyłach posesji państwa Mazurkiewiczów w Starej Wsi, do której jedzie się ulicą Różaną, powstał budynek, w którym rozmawiamy. Większą jego część zajmują pomieszczenia, gdzie latem odbywa się produkcja ekologicznych różanych przetworów. My rozmawiamy w części, gdzie na półkach pysznią się słoiki i buteleczki z konfiturami i syropami. Na ścianach towarzyszą im liczne dyplomy i certyfikaty, a na honorowym miejscu znajduje się „Perła 2015”, nagroda w konkursie Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów.
Teraz jest tu cicho i spokojnie, jedynie od czasu do czasu zaglądają klienci. Latem trwa mrówcza, ręczna praca. – Pierwsze zbiory różanych płatków to zwykle połowa maja – opowiada pani Jolanta. – Ostatnie w lipcu. Płatki trzeba przerobić tego samego dnia, kiedy zostały zebrane. Wtedy udaje się uzyskać najlepszy aromat – tłumaczy.
Płatki zanurzone w wodzie oddają swój kolor i przede wszystkim – zapach.Jeszcze więcej pracy jest przy owocach róży. Po rozmiękczeniu trzeba z każdego ręcznie usunąć twarde i gorzkie końcówki.
– Potem ucieramy je w makutrze. Oczywiście ręcznie – opowiada pani Jolanta. – W słoiczku lądują razem z cukrem, nie ma mowy o żadnych konserwantach czy pasteryzacji.
Róża to dobra promocja
Narobić się też trzeba przy oczyszczaniu owoców pigwowca japońskiego, z którego w Starej Wsi powstają syrop i marmolada.
– Pigwowiec jest uznawany za polską cytrynę. Ma dziesięć razy więcej witaminy niż jabłko – mówi pan Jacek. – Owoc nie zbiera zanieczyszczeń z powietrza. Dlatego przetwory z pigwowca są wyjątkowo czyste, wszelkie brudy zostają na wierzchu owocu, wychwytuje je pokrywający je meszek. Oczywiście trzeba go usunąć.
Pani Jolanta dodaje:
– Niektórzy dziwią się, że malutki słoiczek, w którym jest 150 gramów konfitur z róży, kosztuje więcej niż dwa razy większe konfitury z supermarketu. Ale nie brakuje takich, którzy szukają jakości i oni nas znajdują. A to w internecie, a to na różnych festynach czy wystawach, gdzie ustawiamy swoje stoisko. Najczęściej w pobliskim Nałęczowie, gdzie nasze produkty kupują kuracjusze.
Rok 2016 ma być w Manufakturze Różanej wyjątkowy. Jej właściciele liczą, że po raz pierwszy stanie się z dodatkowego – głównym źródłem dochodu w ich gospodarstwie. To oznacza więcej nasadzeń i więcej pracy. Także promocyjnej. Ponieważ zagłębie różane sąsiaduje ze znanym turystycznym regionem. Najbardziej znane w okolicy miasta to Nałęczów, Janowiec i Kazimierz.
– Chciałbym, żeby turyści wyjeżdżali stąd na przykład ze słoiczkiem naszych konfitur zamiast z chińskim gadżetem. I żeby spróbowali miejscowych smaków zamiast pizzy i kebabu – wyjaśnia pan Jacek.
Na zdrowie, na konfitury, na żywopłoty Rosa rugosa, zwana potocznie dziką różą jest podstawą wszystkich przetworów różanych wytwarzanych w Manufakturze. Została sprowadzona ze wschodniej Azji, rozprzestrzeniła się jako uciekinier z upraw. Z powodu łatwości w uprawie wykorzystuje się go m.in. jako roślinę ozdobną. Świetnie sprawdza się np. na żywopłoty. Rosa rugosa od wieków znana jest również jako roślina jadalna i lecznicza. Jej owalne owoce zawierają ogromne
|
Krzysztof Janisławski